Zakopane
Sport
Lech Nadarkiewicz (1945-2010) – człowiek, który całe życie oddał skokom narciarskim i Wielkiej Krokwi...
Autor: Wojciech Szatkowski
W Serwisie Podhalańskim Watra prezentujemy obszerny tekst, który poświęcony jest pamięci Lecha Nadarkiewicza, działacza Tatrzańskiego Związku Narciarskiego, Polskiego Związku Narciarskiego oraz Komisji Skoków FIS. Wykorzystaliśmy w nim także fragmenty wywiadów z kwietnia i maja 2002 r. i z 2005 r. Nadarkiewicz był wspaniałym człowiekiem, kochał skoki narciarskie i przyczynił się do tego, że zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem stały zawsze na bardzo wysokim poziomie organizacyjnym. Był pasjonatem podniebnej dyscypliny i cenionym w kraju i za granicą znawcą skoków narciarskich. Mam też jakże przykrą świadomość, że już nigdy w biurze TZN-u nie zobaczę jego uśmiechniętej twarzy i bardzo tego żałuję.
W piątek 23 lipca 2010 r. po południu w Zakopanem dotarła do nas bardzo smutna wiadomość. Po długiej chorobie w wieku 65 lat zmarł Lech Nadarkiewicz, znany działacz sportowy, wiceprezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego. Nadarkiewicz był także członkiem władz Polskiego Związku Narciarskiego, trenerem skoków narciarskich - trenował między innymi jednego z najlepszych polskich skoczków w historii - Stanisława Bobaka, a także Piotra Fijasa i wielu innych. „Pan Leszek”, jak Go w rozmowach tytułowałem, był człowiekiem, któremu najwięcej zawdzięczają zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem. On stworzył zespół, który profesjonalnie organizował te zawody, On tworzył na bieżąco legendę Wielkiej Krokwi w Zakopanem i zawodów PŚ, które były jednymi z najlepszych na świecie. Tym wartościom poświęcił całe swoje życie. Życie, które przeżył z pasją...
Lech Nadarkiewicz, był człowiekiem totalnie oddanym swojej pracy, a związana ona była z dalszym rozwojem polskiego narciarstwa. Po pierwsze sam był skoczkiem narciarskim, zawodnikiem klubu WKS Zakopane i miał medale w Mistrzostwach Polski w konkursach drużynowych. Ponadto trenował skoczków i był z nimi trzy razy na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich (Innsbruck (1976), Sarajewo (1984) i Calgary (1988) i kilkakrotnie na Mistrzostwach Świata Federacji FIS. Był wielokrotnym szefem komitetu organizacyjnego i wykonawczego Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem (nieprzerwanie od 2002) i Letniej Grand Prix w skokach narciarskich w Zakopanem (od 2004). Dzięki niemu zawody PŚ w Zakopanem na Wielkiej Krokwi im. Stanisława Marusarza stały zawsze na tak wysokim poziomie organizacyjnym i sportowym. On stworzył zgrany zespół ludzi, którzy profesjonalnie zajmowali się tymi zawodami. Wszyscy znaliśmy jego charakterystyczny krok, gdy przechadzał się wokół skoczni, doglądając szczegółów, by wszystko było zapięte na ostatni guzik... W pracy był bardzo wymagający wobec siebie i wobec innych. Pisałem kiedyś, że to „człowiek orkiestra” zawodów Pucharu Świata w Zakopanem. To prawda. Zawsze zapracowany, często pracujący do późnych godzin nocnych w biurze TZN, szukał sponsorów, dbał o szczegóły. Nie pchał się jednak do mediów, jakby z boku stojąc i patrząc na swoje dzieło. Dbał o skocznię Wielka Krokiew, która przy nim piękniała. Był członkiem Komisji Skoków FIS i miał wielu przyjaciół wśród działaczy FIS z Walterem Hoferem na czele. Podczas Mistrzostw Polski w skokach narciarskich w Szczyrku 2010 ku Jego pamięć uczczono minutą ciszy. Zawsze miał pomysły na rozwiązanie problemów. Zawody PŚ w Zakopanem wielokrotnie przeżywały trudne chwile. Zawsze je potrafił przezwyciężyć. W czasie zawodów, gdy doszło wtedy w Polsce do pamiętnej tragedii na Śląsku w styczniu 2007 (zawalenie się dachu budynku, gdzie organizowano targi gołębiarskie) zawody w Zakopanem stanęły pod znakiem zapytania, gdyż Prezydent ogłosił żałobę narodową. I jednak z tej, jakże trudnej sytuacji, Lech Nadarkiewicz znalazł wyjście. Ksiądz proboszcz Stanisław Olszówka pomodlił się za tych, którzy zginęli na Śląsku, a modlitwa miała miejsce na zeskoku skoczni. Zawody się odbyły. Sytuacja była uratowana. Trzeba dodać, że publiczność zachowała się na poziomie, nie było fajerwerków, publiczność dostosowała swoje zachowanie do powagi sytuacji. To był wielki sukces Lecha Nadarkiewicza. Takich sytuacji podczas zawodów, nawet nazwijmy je krytycznych, było więcej. Zawsze dawał sobie radę. Sponsorzy i specjalni goście też dzięki niemu chętnie wspierali zawody w Zakopanem. Na przykład na zawody w 2004 r. przyjechał Prezydent Aleksander Kwaśniewski, a na Wielkiej Krokwi pełno zawsze było przedstawicieli rządu i znanych Polaków. Dzięki zapobiegliwości i zaangażowaniu Nadarkiewicza zakopiańskie zawody miały zawsze właściwą oprawę i świetnych sponsorów. Zawsze były to zawody zorganizowane na wysokim poziomie organizacyjnym i sportowym, a w roku 2003 okazały się najlepszymi na świecie.
Lech Nadarkiewicz był zakopiańczykiem. Urodził się 11 lipca 1945 r. Pierwsze swoje skoki na nartach oddał nieopodal domu wypoczynkowego „Warszawianka”, przy ulicy Jagiellońskiej w Zakopanem. Tam właśnie była zlokalizowana pod transformatorem wysokiego napięcia nieduża drewniana skocznia, na której skakali chłopcy z „Wisły-Gwardii”. On także spróbował swoich sił. Postanowił wtedy, że zostanie skoczkiem. Równocześnie uprawiał i inne konkurencje narciarskie, biegi narciarskie i kombinację norweską.
Oto jak Lech Nadarkiewicz wspominał początki swojej kariery sportowej:
Karierę sportową zaczynałem w ciężkich latach pięćdziesiątych, gdy każdy niemal chłopak marzył o sprzęcie narciarskim. Także ja i wreszcie otrzymałem swoje wymarzone pierwsze narty w MKS-ie „Zryw”. Swoją przygodę z narciarstwem rozpocząłem od nart biegowych i w tej dyscyplinie odniosłem pierwsze sukcesy. Potem zainteresowały mnie skoki - wspominał Lech Nadarkiewicz.
Byłem Mistrzem Zakopanego w skokach narciarskich. Zawody odbyły się na Antałówce. W 1962 r. podczas mistrzostw świata byłem przedbiegaczem przed zawodniczkami, które miały startować w biegu rozstawnym i „uciekałem” przed Bułgarką Stojewą. Wtedy byłem jeszcze biegaczem. Ale do klubu przyszły skokówki i trener Dadej zapytał mnie, czy nie chciałbym spróbować swych sił w skokach narciarskich. Zgodziłem się. Mimo to byłem jeszcze długo kombinatorem klasycznym. Zawodników było wtedy wielu. Chętnie skakałem ze Sławomirem Kardasiem, Januszem Zalotyńskim, Blachiewiczem, Gajczakiem, Bachleda Żarskim, Kochelem, Murzyniakiem. Mieliśmy z Murzyniakiem Mistrzostwo Polski w drużynie. Startowałem w barwach zakopiańskiego WKS-u.
Największy sukces? Nie odnosiłem jakiś większych sukcesów, ale w Mistrzostwach Polski mój najlepszy rezultat to czwarte miejsce indywidualnie oraz Mistrzostwo Polski w skokach drużynowych. Przez 12 lat byłem w kadrze narodowej. Niestety muszę powiedzieć, że nie był to dla mnie dobry okres, gdyż mimo, że dwa razy zakwalifikowałem się do wyjazdu na Turniej Czterech Skoczni, to nie pojechałem, gdyż nie dostałem paszportu. Dojeżdżałem do Katowic i wracałem do Zakopanego. Takie czasy... Moja kariera się wtedy załamała. W ogóle miałem mało wyjazdów zagranicznych. W tym czasie przyłożyłem się do nauki, skończyłem studia i... może mi to wyszło na dobre. Skończyłem AWF w Krakowie (1974) na wydziale trenerskim. Pracę trenerską zacząłem rok wcześniej, będąc jeszcze zawodnikiem w WKS-ie.
Uważał, że w latach 70. w polskich skokach były o wiele większe środki na szkolenie młodzieży niż dzisiaj. Przez jego ręce przewinęło się wielu utalentowanych zawodników.
Był wtedy nabór do skoków. Narty dla młodzieży produkowała fabryka w Szaflarach. Było to dobre narty do szkolenia podstawowego. Wytwórnia dawała nam narty do testowania. Środki na sport były większe: w kraju produkowano narty skokowe, rękawice, wiązania i dwie fabryki produkowały buty – w Krośnie i Wałbrzychu.
Miałem kilku utalentowanych zawodników. Na przykład jednym z nich był Jarosław Mądry. To był jeden z moich wybitnych zawodników, ale musiał zerwać ze skakaniem ze względów zdrowotnych. Jan Kowal, to był także świetny zawodnik, który w wieku 15 – 16 lat osiągał znaczące wyniki. Był czwarty podczas jednego z konkursów na lotach w Kulm/ Bad Mitterndorf, a w łącznej klasyfikacji jedenasty. Warto przypomnieć, że wtedy w pucharze świata „punktowała” tylko czołowa „15”. Kowal wielokrotnie był w tej grupie. Z najlepszych jego wyników wspominam siódme miejsce w Libercu i wysokie lokaty w lotach narciarskich. Dobrymi zawodnikami byli też Andrzej Matyga, Janusz Malik i Zbyszek Klimowski.
* * *
Jako trener uczestniczył z polskimi skoczkami w trzech zimowych olimpiadach i mistrzostwach świata FIS. Każda z tych wielkich imprez sportowych pozostawiła u niego inne wspomnienia i wrażenia.
Byłem na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w 1976 r. w Innsbrucku, w Sarajewie (1984) i Calgary (1988). Przed Innsbruckiem byłem asystentem trenera kadry Janusza Forteckiego. W Innsbrucku nie osiągnęliśmy jednak żadnych wartościowych wyników. Powiedziano po powrocie do kraju, że wina leży po stronie młodych trenerów. Wtedy ja stwierdziłem, że za rok wychowam mistrza Polski juniorów i mój zawodnik, Jarosław Mądry zdobył tytuł mistrzowski. W Sarajewie wymęczyły nas dalekie dojazdy. Fijas był tam siódmy na skoczni średniej. Wygrał zdecydowanie treningi i uważam, że w mógł zdobyć medal. Po pierwszej serii był poza 10 i trochę się załamał. A w drugiej serii kilku zawodników „zaatakowało” z drugiej dziesiątki i zajęli wysokie lokaty. Dodatkowo Fijasowi popsuło się wiązanie, a ja byłem na dole skoczni, a on na rozbiegu i nie wiedziałem co się dzieje. Widziałem, że coś jest nie tak, bo Fijas był wycofywany ze startu, a w jego miejsce pojawił się Andreas Felder. Ale Piotrek poprawił wiązanie i skakał, ale z pewnością ta sytuacja wiązała się z nerwami. Ostatecznie był siódmy. Na dużej skoczni wiał wiatr. Najprzyjemniejsza była dla mnie olimpiada w Calgary. Otwarcie było pełne rodzinnej niemal atmosfery, co stało się dzięki pracy wolontariuszy, dużo było w tym spontaniczności, ludzie byli dla siebie bardzo otwarci i przyjacielsko nastawieni. Dlatego te właśnie Zimowe Igrzyska wywołują najlepsze wspomnienia. Wielokrotnie byłem też ze skoczkami na Mistrzostwach Świata FIS między innymi w Oslo-Holmenkollen, Oberstdorfie i Lahti.
W czasach, gdy prowadził kadrę narodową nie marzył o wynikach, jakie są dzisiaj udziałem Adama Małysza. – O takich sukcesach nam się nawet nie śniło, ale i tak odnosiliśmy pojedyncze dobre wyniki, dostrzegalne w skali światowej. Lata osiemdziesiąte to czas kryzysu, który nie ominął także polskiego sportu, w tym także skoków. W początku lat 90. postanowił odpocząć: - w pewnym momencie miałem tak wielki przesyt sportu, że na trzy lata dałem sobie spokój. Potem wróciłem do zakopiańskiej „Wisły”, zacząłem trenować społecznie Wojtka Skupnia.
Puchar Świata 2002 r. rozpoczął "erę Małysza". Frekwencja w Zakopanem była niesamowicie wysoka: zawody w sobotę obejrzało 80 tysięcy kibiców, a w niedzielę ok. 60 tysięcy. Tak wysokiej frekwencji na zawodach PŚ w skokach narciarskich często nie notowan. Zakopane sprostało organizacyjnie. Wspominał te zawody po latach z satysfakcją:
Odbiór styczniowego pucharu świata 2002 r. w Zakopanem u Dyrektora Pucharu Świata Waltera Hofera był bardzo dobry. W pierwszym dniu Hofer miał pewne zastrzeżenia, gdyż nie spodziewaliśmy się tak wielu ludzi i faktu, że już wcześnie rano wejdzie na skocznię ponad 10 tysięcy kibiców. Ponadto kibice z lewej strony mogli wtargnąć na próg, co było groźne i mogło spowodować przerwanie konkursu. Wyciągnęliśmy z tego wnioski i ekipy techniczne w nocy z soboty na niedzielę odgrodziły próg od publiczności 60 kg płotkami, co wymagało ciężkiej pracy. Pracowaliśmy w czasie Pucharu po 12 i więcej godzin dziennie. Wzmocniliśmy straż, ochronę i ilość policji w rejonie skoczni. W niedzielę o godzinie 10 Walter Hofer odebrał skocznię, stwierdzając, że wszystkie jego polecenia zostały spełnione. Sami zawodnicy czuli się, z tego co wiem, w Zakopanem świetnie. Goldberger powiedział mi, że czuł się pod Wielką Krokwią jak w Austrii i miał mnóstwo fanów. Tak samo Cecon, Widhoelzl i inni.
Był wielkim pasjonatem sportu, ale i realistą a przede wszystkim świetnym organizatorem. Wiedział, że wiele inwestycji sportowych w Zakopanem rozbija się o brak funduszy. Ale nie narzekał, lecz chciał, by kompleks skoczni pod Krokwią był sportową „wizytówką” Zakopanego. Do tego dążył i to osiągnął. Teraz widzimy jak Wielka Krokiew jest jedną z najpiękniejszych skoczni świata. To w dużej części Jego dzieło i sztabu ludzi z którymi współpracował. Mawiał: - Jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia, by zakopiańskie skocznie rozbłysnęły nowym i pełnym blaskiem. Mówił w jednym z wywiadów:
Jest dużo do zrobienia. Wymaga to kilku etapów działania. W związku z Uniwersjadą 2002 zmieniono już profil skoczni, na Puchar Świata w styczniu 2002 r. zbudowano nową wieżę sędziowską, obecnie należy zmienić infrastrukturę wokół skoczni: szatnie, pawilon, kabiny komentatorskie, pomieszczenia dla TV, sale konferencyjne i bufety. Trzeba mieć wizję tych zmian i działać etapami.
Ważne jest też oświetlenie skoczni, które zostało zainstalowane i jest jednym z warunków podstawowych, byśmy mieli ciągłość pucharu świata na Krokwi. Wiem od Dyrektora Pucharu Świata Waltera Hofera, że skocznie, które posiadają oświetlenie będą w pierwszej kolejności otrzymywały prawo organizacji pucharu świata. W razie zmian pogodowych – mgły, silnego wiatru, można konkurs przełożyć na wieczór. Pokryliśmy Wielką Krokiew igielitem, by skocznia żyła przez cały rok i należy włączyć Zakopane do Letniego Grand Prix (co się stało w 2004 r.) i z tych zawodów pozyskiwać pieniądze na kolejne inwestycje. Nowym igielitem pokryto także Średnią i Małą Krokiew. Wszystkie te obiekty zostały pokryte fińskim igielitem, który na dzień dzisiejszy jest najlepszy na świecie i bardzo drogi. Także rozbiegi Średniej i Małej Krokwi wyłożono ceramiką norweską. To wymagało kilku lat działań.
Czy będą na te inwestycje środki zależy też od nas i stworzenia narciarskiego lobbinu, byśmy mieli poparcie we wszystkich środowiskach i kołach biznesowych, a główne środki przydzielone były z „Totalizatora Sportowego”. Wtedy jest duża szansa na rozwój skoków w Zakopanem poprzez stworzenie infrastruktury na światowym poziomie, co jest celem między innymi także moich działań. Do tego dążę.
Jak widać miał ściśle określony cel, który wytrwale realizował. Krok po kroku. Mimo choroby. Wszyscy wiedzieliśmy, że Pan Leszek choruje. Jednak On ciągle był na zawodach, doglądał je, wydawało się, że nic się nie zmieniło, a jednak... Bardzo nam będzie Go brakowało. Na koniec chcę powiedzieć, że nigdy nie miałem okazji, by osobiście Mu powiedzieć jak bardzo Go cenię. Czynię to teraz.
- Torebka filcowa XIIITorebka filcowa z haftowanym ludowym motywem (haft maszynowy). Zamykana na zamek błyskawiczny. Środek z czerwonej podszewki, z kieszenią boczną i smyczą. Szerokość ok...160 zł
- Grafika Folk w ramce XGrafika Folk to autorska, oryginalna czarno-biała grafika w stylu ludowym. Autorski wzór zainspirowany polską sztuką ludową oraz motywami z regionu Podhala. Świetnie...55 zł
- Naszyjnik "Turkoza"Naszyjnik "Turkoza" Obwód 47 cm. Materiały: Turkus (duże owale i kule), Stare szkło weneckie, Piryt, Hematyt, Srebro. Biżuteria zaprojektowana i wykonana przez Elżbietę...175 zł
- Lech Nadarkiewicz (1945-2010) – człowiek, który całe życie oddał skokom narciarskim i Wielkiej Krokwi...Autor zdjęć: Wojciech Szatkowskiobejrzyj galerię
Liczba zdjęć: 15