Wierchowina
Kultura
Chcemy czerpać z tradycji pasterskiej i kultywować zwyczaje znane w Karpatach
Autor: Adam Kitkowski
Jest 16 czerwca 2013 roku. Nocowaliśmy w Worochcie w hotelu „Worochta Luxe”. Zjedliśmy śniadanie i wyruszamy do Wierchowiny – celu naszej podróży. Jedziemy górską drogą, pytamy co chwilę o kierunek do Jasionowego Górnego (Jasensky Vyrhovnyj). Przygodni ludzie potwierdzają kierunek jazdy, ale nie wiedzą jaka tam będzie impreza. Jedziemy oficjalną delegacją Powiatu Tatrzańskiego – Andrzej Skupień, wicestarosta powiatu, Jan Gąsienica-Walczak, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy, Adam Kitkowski, koordynator regionalny projektu „Redyk Karpacki” i Bronisław Gąsienica-Makowski, kierowca. Zostaliśmy zaproszeni na „Połonińskie Lato”, które odbywa się od wielu lat na Wierchowinie w Karpatach Wschodnich.
Jesteśmy na rogatkach niewielkiego miasteczka, które żyje swoim „niedzielnym rytmem”. Dojeżdżamy do centrum, już policja zatrzymuje samochody i kieruje na parkingi. Wysiadamy, dalej trzeba iść pieszo, nieco pod górę. Zewsząd ogarnia nas tłum przybyszów. Po obu stronach drogi stragany, kramy, stoiska – sprzedający zapraszają do siebie. Absolutny jarmark wschodu – serdaki, koszule, wianki, miód, świeże grzyby, chustki, makaty, korale, lizaki… itd. - Państwo z Polski? – pyta starsza pani w chustce i sandałkach. Tak z Polski, też z gór, z Tatr, a dokładnie z Zakopanego. - Tak też myślała, ja była w Zakopanom z wycieczko, wasze odzienie bardzo ładne i w Czięstohowi też my byli, pokłonić się Matce Boskoj – mówi kobiecina z przejęciem.
Ścieżka wiedzie pod górę, sapiemy wszyscy dookoła. Idziemy przez lasek na polanę. Już słychać muzykę, a za chwilę słyszymy znany głos. To Piotr Kohut, baca z Beskidów „reklamuje” projekt „Redyk Karpacki – Transhumance”. Mówi jak zwykle spokojnie i z przekonaniem. Obok niego stoi Vasyl Hryhorak, który pochodzi z Krasnoillyi na Wierchowinie, i z którym Piotr wędruje ze stadem owiec przez Ukrainę.
Cała polana, tysiące ludzi, słuchają pasterza, co na pamiątkę wołoskiego przejścia „łukiem Karpat” idzie z owcami z Rumunii do Czech. Brawa, krótka huculska melodia i głos zabiera wicestarosta Powiatu Tatrzańskiego – Andrzej Skupień. – Chcę Państwu przekazać życzenia wszystkiego dobrego od górali tatrzańskich i mieszkańców Podhala. My górale karpaccy zawsze czuliśmy wspólnotę ludzi gór i pasterskich korzeni. Przedstawicielom samorządów dziękuję za włączenie się w projekt „Redyk Karpacki”. Młoda dziewczyna, Alina Czirikova tłumaczy na ukraiński. Rozlegają się brawa.
Festyn trwa w najlepsze. Niedziela w Karpatach Wschodnich na Ukrainie stoi pod znakiem pasterskiego spotkania Hucułów, mieszkańców powiatu Kołomyja, Stanisławów, Stryj, Wierchowina. Jest to impreza regionalna z występami muzycznymi, spotkaniami twórców ludowych. Pogoda sprzyja, od rana świeci słońce i rozkłada ciepłe promienie na zielonych połoninach. Przypominam sobie przedwojenne fotografie z Worochty i Jaremczy, które przed nami rozkładała babcia Janina.
Pod sceną rozsiadły się małe dzieci. Wychodzę bacy Piotrowi naprzeciw, witamy się serdecznie, nie widzieliśmy się trzy tygodnie. Jak się czujesz Piotrze? - pytam kurtuazyjnie przyjaciela, z którym szedłem „odcinek” w Rumunii. – Dobrze, nawet mnie nic nie boli - uśmiecha się jak zwykle „oszczędnie”. Proszę do pamiątkowego zdjęcia – ustawiam górali z Karpat - z Beskidów, Tatr, Czarnochory. Ale będzie za sto lat pamiątka!!!
Huculski zespół taneczny oplata stos drewna na środku polany. Za chwilę barczysty góral – wygląda jak „szaman” – zapali watrę. Jest to symbol wspólnoty, znany w całych Karpatach.
Podchodzi do nas czerstwy, uśmiechnięty staruszek i pyta po ukraińsku – Wy przyjechaliście z Polski? Tak z Polski, z Zakopanego. - A ja byłem w Polsce sześć razy, szczególnie w Łodzi u prof. Witkowskiego. A dlaczego właśnie tam? – pytam staruszka ubranego w strój huculski.
- Bo profesor zajmował się badaniem kultury huculskiej. Rozmawiamy dłuższą chwilę, pytam gdzie mieszka i co robi obecnie. – Mieszkam niedaleko stąd, we wiosce Jabłunica, mam już 78 lat i teraz prowadzę małe muzeum.
Wchodzimy do szałasu, który jest jednym z kilku stojących na polanie, całą naszą delegacją. Z nami są też Wicekonsul RP we Lwowie – Joanna Wasiak, Dyrektor Centrum Integracji Europejskiej – Gennadij Mykytka, działacz Związku Podhalan i regionalista z Beskidów Władysław Motyka, baca z Ochotnicy – Jarek Gacek, baca z Beskidów – Józek Michałek. Wita nas wójt Jabłunicy Pietro Pietrowicz. Ubrany w stój huculski (dwa pasy skrzyżowane na piersiach świadczą o jego wójtowskim stanowisku). Koszula wyszywana ozdobnym huculskim wzorem. Zaprasza do stołu i proponuje toast palinką. Spoglądam na pięknie zastawiony stół, a po chwili na ściany, na których wiszą wyroby rękodzielnicze i … święte obrazy. Korzystamy ze smakołyków kuchni ukraińskiej, a w zasadzie górali karpackich. Są pierożki, gołąbki, grzybki, sery, chlebki podpłomykowe, papryka marynowana. Biesiada się „rozkręca”. Pytam czy jest żonaty, ile ma dzieci.- Odpowiada z uśmiechem, że już jest dziadkiem, ma wnuczkę. – Co jest dla Was górali huculskich najważniejsze? - Oczywiście praca i swoboda życia – odpowiada bez namysłu. I dodaje po chwili - chcemy czerpać z pasterskiej tradycji i kultywować zwyczaje znane w Karpatach, tak robili nasi ojcowie.
Gospodynie podają gotowaną kukurydzę zabielaną śmietaną. To jest oczywiście sławetna mamałyga, dobre, delikatne danie rumuńskie. Wymawiamy się od „obżarstwa”, ale gospodarze – ludzie gościnni nad wyraz – namawiają.
Idę „rozprostować kości” i zaczerpnąć powietrza. Ku mojemu zaskoczeniu, tuz przy szałasie starszy jegomość rozpalił ogień i na trójnogu zawiesił żeliwny kociołek. A w nim „biały kleik”, domyślam się, że jest to żętyca. Dziadku, a ile wy macie lat? Dopiro u mnie 82 roki – uśmiecha się szeroko. Nie chce mi się wierzyć, dałbym mu najwyżej 70-tkę.
Zaglądam za szałas. A tam przy długim stole siedzi chyba cała wieś. Taka gromadzka wspólnota. Przypominam sobie dzieciństwo i sobotnie spotkania rodziny mojego ojca. Było podobnie – skromnie, ale wspólnie. To jest - niestety! - wartość przemijająca. Ludzie dziś bardziej się dzielą, są osobno, nie rozmawiają familiarnie.
Czas wracać do domu. Idziemy w dół do samochodu, słychać ze sceny ludową muzykę. - Zabawa taneczna będzie wieczorem – mówi Alina. Niestety nie możemy zostać. Grupa z Koniakowa zostaje do jutra. Jeszcze po drodze chcemy kupić coś pamiątkowego do domu, a może „coś” na drogę… Przy straganach duży ruch. Będziemy znowu jechać ok. 700 kilometrów. Może kiedyś tu wrócę, może? Tyle wrażeń, tyle doświadczeń. Jak na pierwszy pobyt w Karpatach Wschodnich, to naprawdę dość dużo. Jeśli nie byliście w tej części Karpat – to polecam.
I tak spotkanie z Redykiem zawsze jest wyjątkowym przeżyciem.
Ciekawe jak będzie w Polsce?....
- Torebka filcowa XITorebka filcowa z haftowanym ludowym motywem (haft maszynowy). Zamykana na zamek błyskawiczny. Środek z czarnej podszewki, z kieszenią boczną i smyczą. UWAGA - dodatkowo...160 zł
- Wisiorek "Ogródek 4"Wisiorek, z sukna, tkaniny i cekin. Średnica zawieszki 6,5 cm. Obw. 70 cm. 30 zł
- Grafika Folk w ramce IIIGrafika Folk to autorska, oryginalna czarno-biała grafika w stylu ludowym. Autorski wzór zainspirowany polską sztuką ludową oraz motywami z regionu Podhala. Świetnie...55 zł
- Chcemy czerpać z tradycji pasterskiej i kultywować zwyczaje znane w KarpatachAutor zdjęć: Adam Kitkowskiobejrzyj galerię
Liczba zdjęć: 29