PODHALAŃSKI SERWIS INFORMACYJNY Podhalański Serwis Informacyjny WATRA
« Sierpień 2011 12345678910111213141516171819202122232425262728293031 »

Tatry Wysokie

Góry

Stanisław Motyka - mój przyjaciel granit...

Niedziela, 21 sierpnia 2011 r.
Autor: Wojciech Szatkowski

Stanisław Motyka na Mięguszowieckim Szczycie, ze zbiorów ODT_TPNW czwartek 25 sierpnia w willi „Oksza” odbędzie się spotkanie poświęcone historii taternictwa w okresie międzywojennym. Jednym z jego bohaterów będzie Stanisław Motyka. W Serwisie Watra obszerny tekst o tym słynnym taterniku. Spośród polskich skoczków i olimpijczyków wyróżnia się tym, że oprócz sportu narciarskiego uprawiał taternictwo. Granit był jego przyjacielem. Niemym, choć pewnie przychylnym świadkiem jego największych sukcesów taternickich. Chodził po Tatrach zwinnie jak kot, wspinał się szybko, elegancko przechodząc trudne partie skalne lekko, jakby nie sprawiały mu trudności. Był też pierwszym nie - góralem, który otrzymał blachę przewodnicką i autorem słynnego w kręgach taternickich lat 30. trawersu w poprzek Zamarłej Turni. Bohaterem tego tekstu jest Stanisław Motyka - esteta skały, który zostawił po sobie około pięćdziesięciu pięknych i trudnych dróg taternickich.


Pierwszy śnieg

Ubieliły się dziś w nocy szczyty Tatr,

Powiał na nie od północy chłodny wiatr,

Przyniósł śniegu masę całą, biały szron

Przyozdobił w szatę białą górski tron

Przyszła zima, nieskończonych pełna kras,

Schylił przed nią swe korony świerków las.

Wszystkie szczyty pochyliły dumną skroń,

Górskie stawy pomarszczyły modrą toń.

Żleby, skały, turnie, szczyty, wszystko, hen !

w jakiś twardy, nie przebyty wpadło sen

I spowite w brylantową śniegu jaśń

Cudną zda się i tęczową śni się baśń.

 

Urodził się 6 maja 1906 r. w Zakopanem. Nie był góralem, jego matka Karolina z domu Golonka, pochodziła z Młynnego z powiatu Limanowa, a ojciec Jan był stelmachem, a później także kierowcą samochodowym i pochodził z Dymitrowa Dużego pow. Tarnobrzeg. Jak podaje towarzysz jego pierwszych wspinaczek i autor „Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej” - Witold Paryski, na pierwszej trudnej wspinaczce Motyka był w roku 1923, miał więc wtedy 17 lat i od tego czasu stale uprawiał taternictwo letnie (zimowe sporadycznie). Jego towarzyszami na linie w tym okresie byli: Witold Paryski, Jan Sawicki, Bronisław Czech, Jan Gnojek i inni. W tym też okresie swojej działalności górskiej przechodzi: I raz Filarem Leporowskiego na Kozi Wierch i wprost żlebem na Kozią Przełęcz Wyżnią. Witold Paryski tak wspomina te wspinaczki:

„Z Motyką chodziliśmy do jednej klasy w gimnazjum. Był najlepszym uczniem tzw. prymusem. W gimnazjum poszliśmy z Motyką niby na wycieczkę turystyczną na Halę Gąsienicową, to skończyło się na wspinaniu, oczywiście bez liny. Poszliśmy na Granaty od Czarnego Stawu, Staszek szedł dużo szybciej ode mnie i nie mogłem za nim nadążyć, więc co jakiś czas wołałem za nim : Staszek, może chcesz cukierka? a on „łapał” cukierka i znowu „rwał” do przodu. Doszliśmy na Granaty i poszliśmy potem w stronę Koziego Wierchy, Czarne Ściany ładnie obeszliśmy Orlą Percią i doszliśmy na Przełęcz nad Doliną Buczynową, gdzie Orla Perć obchodzi grań, która jest przepaścista. My poszliśmy właśnie granią, bez liny. Pamiętam, że w jednym miejscu był taki koń skalny, ścięty na dwie strony, Staszek przeszedł go „śpiewająco”, na stojąco, bez użycia rąk, a ja siadłem na konia i tak przebyłem ten odcinek grani. To była jedna z pierwszych naszych wspinaczek. Wspinaliśmy się potem dużo na Hali Gąsienicowej, nocowaliśmy w starym schronisku Bustryckich i stamtąd chodziliśmy w góry razem z Jasiem Sawickim. Zrobiliśmy wtedy tak wspaniałe drogi jak: Filarem Leporowskiego na Kozi Wierch (I wejście, 1929 rok), przy tym wejściu znaleźliśmy przewodnik taternicki, który wypadł z kieszeni Leporowskiemu w czasie jego ostatniej wspinaczki (Leporowski zginął na Filarze podczas samotnej wspinaczki w dniu 20 lipca 1928 r.). Przewodnik leżał dość wysoko w ścianie, był otwarty. To była piękna i trudna droga i niektórzy mówili, że Filar jest trudniejszy od Zamarłej. Teraz po przejściu południowej ściany Zamarłej myślę. że jednak jest troszkę łatwiejszy. Dwa dni potem zrobiliśmy I wejście na Kozią Przełęcz Wyżnią z Dolinki Koziej - to był problem atakowany kilka razy między innymi przez braci Sokołowskich, ale im nie udało się dojść do najtrudniejszego miejsca. Było tam bardzo krucho i Jaś Sawicki w tym miejscu stał chyba dwie godziny. To było spiętrzenie w żlebie, po skale spływała woda, a skała była tak krucha, że co się wzięło w rękę to wypadało. Wreszcie Sawicki „dobrał” się do czegoś mocniejszego i przeszedł tą drogę. Ale kończyliśmy ją już po ciemku, tak że własnej ręki nie było widać. Nasze drogi w tym czasie uchodziły za jedne z najlepszych. Potem wspinałem się jeszcze z Motyką, ale nasze drogi się rozeszły, bo on wspinał się coraz więcej na Słowacji”. Raz nawet Motykę Pogotowie ściągało w początkowym okresie jego działalności taternickiej ze ściany Zamarłej Turni, bo się tam zatkał (tak samo było ze Stanisławskim), ale nawet ten fakt nie zatrzymał jego „szturmu” na tatrzańskie ściany.

Witold Paryski mówił, że Motyka wspinał się niezwykle elegancko. „Motyka znany był z tego, że wspinał się bardzo lekko i można powiedzieć, że elegancko. Jak przechodził odcinek bardzo trudny, to nie było widać po nim że to jest takie trudne. Bo byli tacy taternicy, którzy wspinali się w trudnych miejscach z wysiłkiem, który było po nich widać, a Motyka nie, leciutko, elegancko.

Sukcesy odnosił także w narciarstwie. Był olimpijczykiem i wziął udział w Zimowych Igrzyskach w Saint Moritz (1928) w kombinacji norweskiej i w biegu do kombinacji w którym zwyciężył wyśmienity Norweg – Groettumsbraaten, Motyka był 25., w konkursie skoków był, a ostatecznie w kombinacji zajął 24. miejsce Potem miał ciężki upadek na Wielkiej Krokwi i przy upadku nartą skaleczył się w głowę, miał potem puste miejsce wśród włosów i od tego, że to była jakby tonzura, koledzy przezwali go „Klerykiem”. Po tym upadku porzucił narciarstwo wyczynowe. - Uprawiał za to narciarstwo turystyczne, miał na koncie długie rajdy narciarskie w świetnym tempie – wspomina Witold H. Paryski. Rzeczywiście Motyka był świetnym narciarzem turystą i między innymi przeszedł w ciągu 16 godzina trasę: Pięć Stawów Polskich – Opalone – Morskie Oko – Wrota Chałubińskiego – Ciemne Smreczyny – Wielka Kopa Koprowa – Cicha Dolina – Tomanowa Przełęcz – Czerwone Wierchy - Zakopane. Tę „wycieczkę”, a raczej wyrypę narciarską odbył z bratem Julianem w dniu 7 kwietnia 1926 r. Jak wspominał Jan Sawicki Motyka miał też na koncie trudny zjazd narciarski z Przełęczy Waga do Doliny Ciężkiej – był więc prekursorem popularnego w Tatrach i Alpach ski-alpinizmu. Pisał też świetne aforyzmy górskie, kilka poświęconych narciarzom, w tym jeden... narciarskim patałachom.

Kiedy narciarz byle jaki

To nie wina nart,

Choć znajduje w nich wciąż braki

Każdy narciarz byle jaki.

Czy „fadeny” czy „bujaki”

Jemu licha wart.

Kiedy narciarz byle jaki

To nie wina nart.

Często widać patałacha

Jak szusuje z Liliowego,

Ledwo ruszy – kozły macha

Po tym poznasz patałacha.

Porządnego on ma stracha

Nim wygrzebie się z pod śniegu.

Często widać patałacha

Jak szusuje z Liliowego

Gdy chcesz poznać patałacha

Zapytaj o smary

Z pięć gatunków najmniej tacha –

Po tym poznać patałacha.

Ten językiem lepiej macha

Niźli narciarz stary.

Gdy chcesz poznać patałacha

Zapytaj o smary.

 

„Kleryk” i „Ischias”

W 1930 r. zaczął się wspinać w jednym z najpiękniejszych rejonie Tatr - Dolinie Kaczej, nad którą wznoszą się dumne urwiska Żłobistego, Rumanowego i Ganku. Wspinał się tu razem z Gnojkiem i Sawickim. W tym też okresie, obok nazwisk największych asów taternickich: Stanisławskiego, Birkenmajera, pojawia się coraz częściej nazwisko Motyki. Prowadzi na coraz trudniejszych drogach, które przechodzi z S. Siedleckim i Sawickim, są to: nowa droga na południowo-wschodniej ścianie Żłobistego Szczytu, północna ściana Batyżowieckiego, dwie drogi na Śnieżnej Kopie, Szarpane Turnie od południowego-zachodu, Rumanową Przełęcz od północy, południowo-zachodnią ścianę Ganku i taką samą ścianę Małego Ganku z Siedleckim, Zachodnie Żelazne Wrota od północy, południową ścianę Litworowego Szczytu, Basztową Przełęcz Wyżnią od wschodu, północny filar Staroleśnego Szczytu, północną ścianę Zadniej Nowoleśnej Turni, południowo zachodnią ścianę Ostrego Szczytu, nową drogę od południa na Mały Lodowy, nie licząc dziesiątek powtórzeń. O Motyce zaczęto mówić z coraz większym podziwem, a on był nadal taki jak przedtem - skromny, bo górskie przejścia najlepiej świadczyły o klasie „Kleryka”.

W latach 1930 - 1932 z Janem Sawickim dokonał wielu wybitnych pierwszych przejść: środkiem południowej ściany Małego Lodowego Szczytu (w 1932 r.), zachodnią ścianą Łomnicy wprost przez tzw. „żółte plamy” (w 1932 r.) i jedna z jego najciekawszych dróg taternickich - w poprzek południowej ściany Zamarłej Turni (w 1932 r.) od Przełęczy Zmarzłej do Koziej. Od 1931 r. zaczął się wspinać także z taternikami spiskimi: Zoltanem Brullem, Stefanem Zamkovskym, Wojciechem Hudymą i innymi, przez co pomógł dźwignąć taternictwo po południowej stronie Tatr na wyższy poziom. W tym okresie przeszedł znowu wiele pięknych dróg jako pierwszy; jak między innymi południowo-wschodnim uskokiem Zadniego Mnicha (w 1934 r.), południowym filarem Ostrego Szczytu (w 1934 r.), drogą którą uważał za jedną ze swoich najważniejszych - południową ścianę Wschodniego Szczytu Żelaznych Wrót (w 1935 r.), południową ścianą Wschodniego Szczytu Wideł (w 1936 r.), wschodnią ścianą Wysokiej (w 1936 r.), zachodnią ścianą Kozich Czub (w 1936 r.), południową ścianą Małego Kołowego Szczytu (w 1938 r.), południowo-wschodnią ścianą Zamarłej Turni (w 1938 r.) Kominem Świerza w zachodniej ścianie Kościelca (w 1939 r.) i wiele innych o czym opowiem za tydzień.

Bierzcie narty

Bierzcie narty, przyjaciele,

Śniegu wiele, słońca wiele,

Każdej chwili tracić szkoda,

Każda chwila sił nam doda.

Polecimy lotem strzały

Poprzez śnieżny całun biały,

Zdobędziemy w wielkim pędzie

strome zbocza, gór krawędzie

Skroś dostojną, górską ciszę

Wiatr nam będzie towarzyszem,

Bieg upoi niby wino,

Smutne myśli w dal odpłyną.

A gdy od tych wszystkich cudów,

Od tych blasków i od trudów

W głowie nam się już zakręci,

Powrócimy – uśmiechnięci...

Pierwszy przewodnik - nie - góral

Witold H. Paryski tak wspomina okres górskiej działalności Motyki:

Motyka dość wcześnie zaczął uprawiać górach fach przewodnicki, ale bez oficjalnych uprawnień. To były czasy, kiedy przewodnikami byli tylko górale. Prywatnie Motyka prowadził za pieniądze (podobno za Zamarłą brał 50 złotych), chcąc siedzieć dużo w górach musiał zarobić i miał stałych gości, których wodził nawet na Zamarłą Turnię południową ścianą. Potem dużo czasu spędzał w Wysokich Tatrach słowackich, przeważnie w Dolinie Staroleśnej w „Trupiarni” (tak nazywano schronisko). Schroniska w tej części Tatr prowadzili jego przyjaciele, Zamkovski i inni. Ale potem po jakimś czasie chciał zdać egzamin przewodnicki, by być w porządku. I wtedy była kwestia, czy górale dopuszczą go do egzaminu. Komisja przewodnicka składała się ze starszych górali-przewodników takich jak: Jędrzej Marusarz, Stanisław Gąsienica-Byrcyn i z kilku nie - górali: prezesa zakopiańskiego Oddziału TT (Towarzystwa Tatrzańskiego) - Zwolińskiego Tadeusza, Józefa Oppenheima i mnie z ramienia klubu Wysokogórskiego. Już jak było wiadomo, że Motyka chce zdawać na przewodnika, to nie od razu odbył się egzamin, ponieważ górale się sprzeciwiali. Dyskutowano tą sprawę także wśród innych przewodników i taterników. Na komisji najpierw była rozmowa bez Motyki, czy go dopuścić, więc górale się temu ostro sprzeciwiali. Twierdzili, że Motyka nie może znać wystarczająco dobrze topografii Tatr. Ja ich przekonałem: Mówicie, że o n nie może znać dobrze Tatr, to dopuśćcie do egzaminu i oblejecie go i już!. W każdym razie dopuszczono Motykę do egzaminu. Przewodnicy robili co mogli, ale nie udało im się dać ani jednego pytania na które Motyka nie umiałby odpowiedzieć, za wyjątkiem jednego, gdy spytali: jaki jest kolor jednego szlaku w Tatrach?. A przecież to nie było ważne, a jeśli chodzi o teren, to nie potrafili go „złapać” na niczym. Ja też dałem mu pytanie, myślałem, że nietrudne, a tu okazało się, że z okolicy, którą znał słabiej, z grani Baszt. Coś „kręcił”, to ja też szybko „zmieniłem” temat i Motyka zdał ten egzamin. Regulamin był taki, że po pierwszym egzaminie można było dostać najwyżej tytuł przewodnika II klasy i Motyka został przewodnikiem II klasy. A po jakimś czasie najwyższej, pierwszej klasy.

W epoce rozwoju polskiego taternictwa Motyka był pionierem nowego rodzaju wspinania - w poprzek ściany najtrudniejszego urwiska tatrzańskiego - Zamarłej Turni. Było to czymś zupełnie nowym i wywołało w środowisku zagorzałe dyskusje. W roku 1932, kiedy przeszedł „trawers Zamarłej” problemy taternickie w Tatrach zaczynały się powoli wyczerpywać, jego droga była próbą zmiany wspinaczki z orientacji „dół - góra” ściany na „w poprzek”. Jak wspomina St. Motyka pomysł takiego przejścia zrodził się w.. Dworcu Tatrzańskim, w restauracji Zofii Krzeptowskiej „Kapuchy” podczas rozmowy z „Wujkiem” Zdzisławem Ritterschildem. Ten podsunął Motyce pomysł „trawersu”. Po oglądnięciu problemu ze Zmarzłej Przełęczy, „Ischias” i „Kleryk” zaczęli swoje skalne dzieło. Prowadził Jan Sawicki. Tak trudności wspinaczki opisał Stanisław Motyka: „Półka przewieszona w dalszej partii zaczęła łamać kości „Ischiasowi”. Zamieniła tango na drgawkową rumbę i krzesanego. „To nie żarty - „Kopaczka”. Uspokoił przyspieszony oddech na dwucentymetrowym „wygodnym” stopieńku. Jeszcze 10 metrów „aussera” i zwycięstwo nasze - mruczy...Kończ prędzej, bo się zmęczysz - krzyczę. - Ostatnie dwa haki wbiłem do mchu w półeczce - wykrztusił Jasiek. - To nic, nie polecisz wprost z góry, tylko wahadłem i - „co ma wisieć nie utonie”. Zadyndamy na silnym haku. Znowu kleryk buja - mruczy „Ischias” i zaczyna „kończyć”...Niedługo to trwało, ale te minuty dały całą głębię wrażeń, jakie się tylko w takich sytuacjach przeżywa. Dały te krótkie chwile wspomnienie silniejsze niż granit, gdy napięcie nerwów osiągnęło swój szczyt. Jeszcze ja tylko miałem „pogłaskać” ową zaklętą półeczkę i zatańczyć na posadzce z granitu, ale w nastroju już przesądzonym zwycięstwem...Niezrównana była chwila, gdy wreszcie obaj dobiliśmy do Koziej Przełęczy, przeszedłszy w poprzek osławioną ścianę”. W schronisku w Pięciu Stawach wspinacze spotkali tego samego dnia „Wujka” Ritterschilda, który zachęcił ich kilka dni wcześniej do rozwiązania „problemu”. Następne lata (1934-1936) to okres najbliższej współpracy Stanisława Motyki z taternikami po południowej stronie Tatr, a zwłaszcza ze Stefanem Zamkovskim, Zoltanem Brullem i innymi. Najczęściej wykorzystywaną i ulubioną bazą dla Motyki było schronisko w Dolinie Staroleśnej, zwane „Trupiarnią”. Motyka działał na tym terenie niezwykle prężnie i przyczynił się do podwyższenia klasy i unowocześnienia zawodowego przewodnictwa po południowej stronie Tatr i chyba żaden z polskich taterników okresu międzywojnia nie był tak ceniony w tym rejonie jak on. Do zorganizowanego taternictwa polskiego wszedł, co jest ciekawe, bardzo późno, bowiem w 1936 r. został członkiem zakopiańskiego Klubu Wysokogórskiego, a w listopadzie tego samego roku został członkiem Zarządu Koła Zakopiańskiego. Jeśli chodzi o jego charakter to Ryszard Schramm wspominał: „W jego przygotowaniach i przeprowadzeniu wspinaczki nie było nic z gorączkowego pośpiechu i atmosfery „koszenia”. Ze schroniska wychodził nieznacznie, jakby ukradkiem. Zawsze, a tym bardziej w czasie wspinaczki, był bardzo spokojny i opanowany. Nigdy nawet w najtrudniejszych i najbardziej dramatycznych momentach nie klął, nie niecierpliwił się i ni gniewał. To jego opanowanie i grzeczność wyrobiły mu u towarzyszy przezwisko „Kleryka”. Słowacy nazywali go „kamzikiem” (czyli: kozicą, może temu, że wspinał się tak pewnie i lekko jak kozica) lub „kopaczką”. Był trochę „dziwny” dla otoczenia, na ogół bardzo małomówny, zamyślający się, daleki. Znane były powiedzenia o nim: „on jest na siódmej stacji”, „on się śmieje dopiero jutro” i inne. Ale ci z którymi poczuł - czasami nawet po krótkiej znajomości specyficzny rezonans - pamiętają jak stawał się rozmowny i odsłaniał swoje oryginalne i ciekawe wnętrze”. To wszystko prawda. W zbiorach Witolda Paryskiego natrafiłem na zdjęcie pokazujące Motykę już po wspinaczce. Siedzi na jednym z wierchów tatrzańskich, w białej czapeczce, jakby nieobecny, zapatrzony w dal, jakby go nie było w tym miejscu i stał się cząstką tej skalnej ziemi po której z wrodzoną sobie hardością i odwagą się wspinał. Był chyba w głębi duszy wielkim romantykiem Tatr. Dla ludzi których lubił, odsłaniaj swoje prawdziwe „ja”, wtedy był inny. Lubił śpiewać w czasie wspinaczki, miał też poczucie humoru. Kiedyś, jak wspomina Witold Paryski, na Zawratowej Turni zaskoczył towarzyszy, a głównie Pana Witolda tym, że asekurował ich przez ołówek, zatknięty w szczelinę skalną. Oczywiście obok ołówka był mocno wbity w skałę hak taternicki, ale ten przykład oddaje, że Motyka wcale nie był, jak mawiano, taternikiem-ascetą, ale chłopem z krwi i kości. Mało było osób w środowisku zakopiańskich wspinaczy, którzy by mieli tylu krytyków - ale doczekał się sprawiedliwej oceny doskonałego wspinacza poprzez swoje wyniki: 50 pierwszych dróg w Tatrach. Dunin-Borkowski pisał, że towarzyszył włoskim alpinistom, gdy ci w 1938 r. odwiedzili Tatry. Stwierdzili wtedy, że polscy wspinacze są „milczący i rzetelni, śmiali i poważni”, a ich modelem był Motyka.

Wykonywał też piękne zdjęcia ze wspinaczek, a także świetne rysunki, karykatury między innymi znanych postaci zakopiańskich, taterników z którymi się wspinał i przygodnie napotkanych turystów.. Szkoda, że ocalała tylko ich część, a wiele pozostało w „Trupiarni”. Warto wspomnieć, że w zamian za karykaturę wykonaną przez Motykę „Witkacy” zrobił mu portret. Pisał też ciekawe moim zdaniem wiersze, parę z nich prezentuję w niniejszym tekście. Pisał też „Aforyzmy górskie” w których opisał niezwykła atmosferę schroniska Bustryckich na Hali Gąsienicowej.

Wielką zasługą Motyki był jego udział we wprowadzeniu w Tatry wielu młodych ludzi, z których część została potem dobrymi wspinaczami. Wymieńmy chociaż kilku: W. Doruckiego, W. Gosławskiego, Andrzeja Marusarza juniora, W. Konarzewskiego i wielu wspinaczy na Słowacji. Prowadził na najtrudniejsze drogi między innymi według Schramma ma 26 udokumentowanych przejść południowej ściany Zamarłej Turni i ok. 60 przejść wschodniej Kościelca. Większość z jego pięćdziesięciu dróg w Tatrach to wspinaczki nadzwyczaj trudne, które do dzisiaj nie straciły nic z elegancji i trudności, mimo postępu w sprzęcie itd. Sam ze swoich dróg Motyka cenił najbardziej przejście południowo-zachodniej ściany wschodniego Szczytu Żelaznych Wrót i południową ścianę Małego Kołowego Szczytu.

„Szklana Góra” - południowa ściana Małego Kołowego

Jedną z najpiękniejszych dróg Motyki w Tatrach Wysokich była południowa ściana Małego Kołowego Szczytu, zdobyta przez Motykę, Wacława Konarzewskiego, Andrzeja Marusarza i Rudolfa Dameca w dniu 9 sierpnia 1938 roku. O trudności drogi decydowały przewieszki, które z dużym trudem pokonali wspinacze, a cała droga zajęła im 12 godzin wspinaczki. Było bardzo krucho i w pewnym momencie spod ręki Motyki spadł w dół sporej wielkości głaz. Nie było by w tym nic groźnego, gdyby nie poleciał wprost na drugiego na linie Konarzewskiego, na szczęście minął go, raniąc tylko w rękę. Motyka nawet wtedy nie stracił humoru i zawołał do towarzysza: „Ale masz szczęście, Wacek, że nosisz okulary, bo ten „kilku kilowy” głaz mógłby ci oko zaprószyć”. Kluczowe trudności zaczęły się około200 metrach ściany, gdy wspinacze musieli dokonać trawersu w poprzek. Po trawersie pokonali jeszcze stromy komin (5 długości liny), kazalnicę i osiągnęli szczyt, już w promieniach zachodzącego słońca.

Przed wojną udało się Motyce jeszcze dokonać I zimowego wyjścia na Zamarła Turnię. Dziesięć lat swojej błyskotliwej kariery wspinacza zamknął Motyka atakiem na komin Świerza w zachodniej ścianie Kościelca - to była jego ostatnia wspinaczka przed wybuchem wojny. To było dziesięć lat ze swojego życia, które wykorzystał w stu procentach.

Potem wybuchła II wojna światowa. Nie zastanawiał się i włączył do ruchu oporu. W pierwszym okresie wojny zaczął od akcji kurierskich (był łącznikiem) i przeprowadzania rodaków przez Tatry do Budapesztu, częściowo na własną rękę. Kto, jak nie on znał Tatry Wysokie jak własną kieszeń i mógł prowadzić ludzi w ciemno. Dlatego dosyć wcześnie był poszukiwany przez gestapo i ukrywał się przez jakiś czas. Potem przeszedł przez Tatry na południe. Dłużej zatrzymał się u Kirchnera pod Preszowem. Potem przebywał w polskim obozie w Leanyfalu. Tam też Stanisław Motyka utopił się podczas kąpieli (przypadkowy skurcz?) w Dunaju w dniu 7 lipca 1941 roku w Leanyfalu. Widzieli to zdarzenie Bronisława i Stanisław Lankoszowie, Tadeusz Jach i Stanisław Wrześniak. Jego ciało znaleziono po 5 dniach. Jest pochowany ok. 30 kmna północ od Budapesztu, w „górę” Dunaju, nieopodal miejscowości Leanyfalu, na cmentarzu w Pocsmegyer. Na grób swojego przyjaciela Józef Krzeptowski, kurier tatrzański, przyniósł skałę z grani Czerwonych Wierchów. Obecnie grób Stanisława Motyki został przekopany. Tak z dala od Tatr dokonało się młode życie Stanisława Motyki, olimpijczyka, niezrównanego wspinacza w skale i ciekawego człowieka, dla którego góry były życiem, a życie górami. Spoczął na nizinnej węgierskiej ziemi, z dala od Tatr, które tak mocno ukochał, w których pozostało około 50 jego dróg skalnych[1].

Staszek lubi skały,

One lubią Staszka

Afekt to jest stały.

Staszek lubi skały.

Szczyt duży, czy mały,

Dla niego igraszka,

Staszek lubi skały

Skały lubią Staszka.

Milczący, jak Motyka

To w górach zwrot nie nowy,

Gdy ludzi ktoś unika

I milczy jak Motyka.

Stąd wcale nie wynika,

Że nie jest człek morowy,

Kto milczy jak Motyka -

Zna wartość własnej mowy.

Prześniłbym w górach życie,

Nie tęskniąc do nich wcale,

W cichości i zachwycie

Prześniłbym w górach życie.

Bo kto stał raz na szczycie,

Ten do gór tęskni stale

Prześniłbym w górach życie

Nie tęskniąc do nich wcale....

Nie zawsze taternikiem

Jest ten co ścianę zrobił,

Kto z dobrym wciąż wynikiem

Rekordy wszystkie pobił.

Nie w wejściach i trawersach

Ni w ścianie, co się kruszy -

Tu treści szukać trzeba

W tajnikach ludzkiej duszy

 


[1] Wykorzystano materiały ze zbiorów Pani Ewy Handwerker, córki St. Motyki, materiały i zdjęcia ze zbiorów Witolda H. Paryskiego i fragmenty wywiadu z Witoldem H. Paryskim z dnia 13 września 1999 r., wywiad przeprowadził Wojciech Szatkowski.

Zobacz w naszym sklepie:
  • Poduszka brązowa IIPoduszka brązowa IIPoduszka z sukna filcowego w kolorze ciemno-brązowym z motywem ludowym haftowanym ręcznie, wypełniona materiałem syntetycznym. Wymiary ok. 42 na 42 cm.
    100 zł
  • Okładka na zeszyt IIIOkładka na zeszyt IIILudowe okładka na zeszyt (A5) z jasno szarego filcu zapinana na guzik, kolorowy haft maszynowy. W komplecie zeszyt w kratkę 96 stron. Wymiary: szerokość 15 cm, długość...
    30 zł
  • Torebka filcowa IXTorebka filcowa IXTorebka filcowa z haftowanym ludowym motywem (haft maszynowy). Zamykana na zamek błyskawiczny. Środek z czerwonej podszewki, z kieszenią boczną i smyczą. Szerokość ok...
    160 zł

Galerie zdjęć:

Zobacz także:


Powered by WEBIMPRESS
Podhalański Serwis Informacyjny "Watra" czeka na informacje od Internautów. Mogą to być teksty, reportaże, czy foto-relacje.
Czekamy również na zaproszenia dotyczące zbliżających się wydarzeń społecznych, kulturalnych, politycznych.
Jeżeli tylko dysponować będziemy czasem wyślemy tam naszego reportera.

Kontakt: kontakt@watra.pl, tel. (+48) 606 151 137

Powielanie, kopiowanie oraz rozpowszechnianie w jakikolwiek sposób materiałów zawartych w Podhalańskim Serwisie Informacyjnym WATRA bez zgody właściciela jest zabronione.