Zakopane
Kultura
Reminiscencje jubileuszu 140. lecia szkoły snycerskiej w Zakopanem
Autor: Adam Kitkowski
Jest w Zakopanem dość długa tradycja istnienia szkół artystycznych i środowiska artystycznego, w którym zasada synergii kiedyś dobrze funkcjonowała. Ci, którzy przyjeżdżali pod Tatry i parali się sztuką, architekturą bądź przyjeżdżali, by podratować zmęczoną, wrażliwą duszę, doskonale rozumieli ludową, wręcz archetypiczną, sztukę górali podhalańskich. Z tego przenikania, a czasem łączenia tradycji góralskiej i nowoczesności przybyszów powstawały rzeczy wspaniałe, niepowtarzalne, takie których nie zniszczyła nawet wszechobecna, współczesna tandeta (chińszczyzna).
Wchodząc do budynku szkoły artystycznej w Zakopanem, która od pewnego czasu nosi imię Antoniego Kenera, a w której czuje się ducha jeszcze dawniejszej przeszłości, można od razu zauważyć młodych adeptów sztuki przemykających korytarzami. Czy oni dają się ponieść wyłącznie współczesnym prądom artystycznym? O to za chwilę zapytam dyrekcję. Wizerunki na budynku przy ulicy Kościeliskiej zachęcają niektórych turystów, by odwiedzili podwoje dawnej szkoły snycerskiej, by zaglądnęli do szkolnej Galerii Strug. A zatem zaglądam i ja. Pretekstem tych odwiedzin jest również jubileusz 140. lecia istnienia szkoły snycerskiej w Zakopanem, który obchodzono z końcem 2016 roku.
- Czy Pan Dyrektor może poświęcić kilka minut na rozmowę o szkole?- krótkie pytanie w sekretariacie.
- Pan Dyrektor zaprasza – miły głos zachęca bym wszedł do gabinetu. Jest on inny od typowych gabinetów dyrektorskich. Przewaga dzieł sztuki nad „ważnymi” dokumentami jest zdecydowana. Pytam Dyrektora o historię i współczesność.
- Łączenie tradycji i nowoczesności w naszej szkole zawsze było ważne i twórcze. To łączenie jest naszą powinnością – mówi dyrektor dawnej szkoły snycerskiej, która dziś nosi nazwę - Zespół Szkół Plastycznych im. Antoniego Kenera w Zakopanem. Po chwili ten uznany w kraju i za granicą artysta rzeźbiarz i pedagog dodaje:
- Cieszę się, że to rocznicowe uświetnienie było. Jest to znak, że szkoła żyje.
Spójrzmy w stronę historii.
Szkoła snycerska w Zakopanem powstała z inicjatywy polskiej społeczności Zakopanego, a za zgodą austriackich władz zaborczych. Bezpośrednim inicjatorem powstania snycerskiej szkoły zawodowej w 1886 roku było Towarzystwo Tatrzańskie, mające takie cele w statucie. W „Pamiętniku Towarzystwa Tatrzańskiego” z 1877 roku, czytamy: Szkoła ta otwarta 10 lipca 1876, została 30 lipca t. r. uroczyście poświęconą. Miły to był widok, kiedy po skończonem nabożeństwie X. Józef Stolarczyk, proboszcz zakopiański, w procesyi, z licznie zebranemi góralami i bawiącemi podówczas gośćmi wyszedł do domu, gdzie się owa szkoła mieści i poświęciwszy takową, przemówił z ambony, urządzonej pod rozłożystym jesionem w rzewnych słowach, dziękując Bogu i Towarzystwu tatrzańskiemu za opiekę, którą otacza biedny lud góralski i zachęcając zgromadzonych uczniów do sumiennej pilności. (…) Uroczystość ta zakończona hukiem moździerzów, rozlegającym się aż po turnie tatrzańskie, wywarła głębokie na zgromadzeniu wrażenie.
W krótkim czasie, jeszcze w XIX wieku szkołę odwiedzają wybitni przedstawiciele życia politycznego ówczesnej Galicji z marszałkami krajowymi na czele, kardynałowie oraz znani artyści: Wojciech Gerson, Jan Matejko, Henryk Siemiradzki, ks. Walenty Gadowski, Stanisław Witkiewicz. Z ważniejszych wystaw prac uczniów z tego okresu wymienić nale ży prezentacje w Wiedniu, w Czechach, we Lwowie oraz udział w światowej wystawie w 1904 roku w amerykańskim Saint Louis. Godna odnotowania jest również uroczystość przekazania szkole w 1883 roku nowego budynku przy ulicy Krupówki, kiedy to ówczesny zakopiański proboszcz ks. Józef Stolarczyk wypowiedział do zebranych uczniów i gości znamienne, iście prorocze słowa:
... Jak imiona wszystkich dobrodziejów nauczycieli, tak i wasze zapiszą się w księdze historii szkoły snycerskiej w Zakopanem. I po stu latach, I dalej mówić o Was będą, Jacyście byli I coście za jedni….
Placówka wkrótce stała się znana także poza granicami Zakopanego, a jej działalność dała Podhalu wielu wybitnych fachowców wśród górali. Renoma szkoły przyciągała pod Giewont także uczniów z Galicji. Napływ adeptów snycerstwa, rzeźbiarstwa czy meblarstwa z całego kraju był coraz większy, dlatego władze szkolne zmuszone były podzielić naukę rzeźbiarstwa na cztery specjalne oddziały:
I. Rzeźba figuralna w kierunku kościelnym II. Rzeźba ornamentacyjna; do tych dwóch oddziałów uczęszczają uczniowie z różnych stron Galicji. III. Rzeźba figuralna i ornamentacyjna w kierunku przemysłu miejscowego, w której kształcą się bardziej utalentowani uczniowie miejscowi, i wreszcie: IV. Rzeźba domowo - przemysłowa, do której przyjmują uczniów wątlejszej budowy ciała – pisze L. Meyet w publikacji z 1891 roku Kilka słów o szkołach zawodowych w Zakopanem.
W roku szkolnym 1885/1886 uruchomiono w szkole dwa dodatkowe oddziały, w których uczono ciesielstwa i budownictwa. Szkoła mogła poszczycić się już ośmioma oddziałami, dzięki czemu pozyskiwała uczniów z różnych stron kraju. Są to:
I. Rzeźbiarstwo figuralne.
II. Rzeźbiarstwo ornamentacyjne.
III. Stolarstwo meblowe.
IV. Stolarstwo budowlane i przemysłu domowego.
V. Ciesielstwo.
VI. Tokarstwo i I rok stolarstwa.
VII. Snycerstwo ornamentacyjne i figuralne przemysłu domowego.
VIII. Snycerstwo i tokarstwo przemysłu domowego.
W swoich założeniach statutowych szkoła miała za zadanie wykształcić bezrolnych i biednych górali na zdolnych i wykwalifikowanych stolarzy, tokarzy, cieśli, rzeźbiarzy dając im tym samym możliwość zarobkowania i jednocześnie podnieść ich poziom moralny i umysłowy. Na przestrzeni kilkunastu lat istnienia placówki oświatowej zadania te zostały spełnione w sposób należyty. Meyet w publikacji z 1891 roku Kilka słów o szkołach zawodowych w Zakopanem pisze:
Z ostatniego sprawozdania za rok 1889/90 dowiadujemy się, że wyzwoliła [szkoła, przyp. A.K.] na praktykę 103 uczniów, pracujących w różnych kierunkach nie tylko w Zakopanem, lecz i we Lwowie, Krakowie i w innych miejscowościach Galicji. Dwóch rzeźbiarzy osiedliło się w Budapeszcie, jeden stolarz w Londynie, a rzeźbiarz w Nowym Yorku. Sześciu z nich zostało werkmajstrami przy dawnej swej uczelni, kilku znów przy szkole zawodowej w Stanisławowie, a kilku kształci się w Krakowie i Wiedniu. Nadto szkoła, wykształciwszy odpowiednią liczbę rzeźbiarzy ornamentacyjnych i figuralnych, może wyrugować z kościołów wiejskich niesmaczne, a często nawet wstrętne, posągi świętych i zaszczepić lepszy smak i wymagania przy budowie ołtarzy.
Od tego momentu szkoła w szybkim czasie staje się jedną z najlepszych placówek edukacji zawodowej w Galicji, a po odzyskaniu przez Polskę niepodległości placówką z dobrym kształceniem w snycerstwie, ciesielce, meblarstwie i próbą w lutnictwie (na kursach wieczorowych) - z jednoczesnym wysokim walorem artystycznym. Przyczyniają się do tego tacy nauczyciele jak: architekt Podhalu Stanisław Barabasz, architekt i rzeźbiarz Karol Stryjeński, snycerz, rzeźbiarz Wojciech Brzega, malarz, grafik, drzeworytnik Władysław Skoczylas, rzeźbiarz Roman Olszowski, architekt, filmowiec Marian Wimmer (warto poświęcić mu osobny tekst).
Zwolennikiem pedagogiki artystycznej, który całkowicie zreformował szkołę, był wspomniany Karol Stryjeński. Gdy został dyrektorem szkoły snycerskiej w 1922 roku -zwanej też Państwową Szkołą Przemysłu Drzewnego – wymienił dawną kadrę pedagogiczną i zaczął eksperymentować jak prawdziwy artysta. Okazało się to bardzo skuteczne, gdyż w 1925 roku dzięki niemu szkoła zakopiańska otrzymała w Paryżu aż trzy nagrody: za drzeworyty, rzeźby, a także za metodę nauczania. Rafał Malczewski w książce Pępek świata pisze: Dyrektorem Zakopiańskiej Szkoły Przemysłu Drzewnego zostaje Karol Stryjeński. Szybko wymiata, wbrew oporom, starych nauczycieli. (…) Szkoła ożywa i staje się wkrótce odnowicielką sztuki zdobniczej w drewnie. Zdobywa złoty medal na wystawie międzynarodowej w Paryżu w roku 1925, poza tym jej uczeń Karol Szostak zdobywa indywidualnie złoty medal na tejże wystawie za swą przepiękna rzeźbę św. Krzysztofa. Na podłożu góralskiego stylu tworzy nowe elementy piękna. Uczniowie, absolwenci i profesorowie odnoszą spektakularne sukcesy na arenie krajowej i międzynarodowej.
Bardzo pochlebnie o Karolu Stryjeńskim pisała też międzywojenna prasa. W „Tygodniku Ilustrowanym”, w numerze 10 z 1924 roku czytamy: Nowy kierownik tej szkoły utalentowany architekt i człowiek o wysokiej kulturze fachowej, p. Karol Stryjeński (mąż znanej malarki; chodzi o Zofie Stryjeńską, przyp. A.K.) w krótkim, bo zaledwie kilkunastomiesięcznym okresie swej działalności, potrafił natchnąć zarówno personel wychowawczy jak ogół uczniów ambitnym dążeniem do samoistnego rozwiązywania zadań praktycznych, dalekiego od utartych wzorów i szablonów, a zwłaszcza tępego naśladownictwa przeróżnych „stylów” i „stylików”, które jeszcze niedawno panowały w szkole niepodzielnie. Obcując bezpośrednio ze swymi wychowankami, budząc ich zainteresowania drogą pokazów i szeregu konkursów, rezultaty których omawiane są wspólnie z uczniami, - stara się on im zaszczepić wstręt do naśladownictwa i szerszą kulturę fachową, oraz zapał do twórczości samodzielnej.
Niestety ta prosperita szkoły trwała zaledwie kilkanaście lat. Z jednej strony odejście Stryjeńskiego do Warszawy, a wkrótce jego śmierć, a następnie druga wojna światowa przerwała ten świetny rozwój. Niemcy sprowadzili placówkę do poziomu zawodowej szkoły ludowej (Berutsfachschule Für Goralische Volkskunst). Ale zaraz po zakończeniu niemieckiej okupacji, ówczesny dyrektor Marian Wimmer unowocześnia funkcjonowanie szkoły. Niestety po dwóch latach zostaje usunięty ze stanowiska. Całe szczęście, że jej nowy model artystyczny i pedagogiczny kontynuuje od 1948 roku przedwojenny nauczyciel, a od tego roku jej dyrektor, Antoni Kenar. Artysta rzeźbiarz, na bazie przemyśleń i doświadczeń swego poprzednika formułuje swoje metody pedagogiczne, uwzględniając po pierwsze - pełne możliwości indywidualnego rozwoju ucznia, następnie zaś całkowite utożsamianie pedagogiki z twórczością artystyczną. Sam, jako artysta stara się zachować i utrzymać równowagę pomiędzy rzemiosłem a twórczością artystyczną. Proces dwutorowości kształcenia uczniów, a więc kształcenia artystycznego i ogólnego zmusił do wydłużenia tego cyklu do lat pięciu. Staraniem małżeństwa Haliny i Antoniego Kenarów Ministerstwo Kultury i Sztuki w 1953 roku przejmuje zasadniczą szkolę stolarską i lutniczą jako oddziały Liceum (wcześniej oddziałem Liceum stała się rzeźba). Szkoła otrzymuje nazwę Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych.
Danuta Konarzewska w książce Fenomen pedagogiki Antoniego Kenera pisze:
Zasłynął Antoni Kenar głównie jako pedagog choć nie znał, ani historii doktryn pedagogicznych, ani też zasad dydaktyki. Jego praca z młodzieżą oparta była na intuicji, na miłości do tych młodych ludzi, którzy byli mu powierzani i chęci niesienia im pomocy. Był więc Kenar pedagogiem z powołania. Patrząc dziś na jego działalność pedagogiczną z perspektywy czasu, dostrzec można jeden zasadniczy rys, który stanowił główny trzon zarówno jego własnej twórczości, jak i kształtowania osobowości uczniów. Ów rys to ciągłe, uparte dążenie do dobra i szczerości tak w życiu, jak i w sztuce (albowiem Kenar nie czynił tu podziałów, utożsamiał życie ze sztuką) – poszukiwanie prawdy to poszukiwanie piękna.
Po Kenarze wysoki poziom placówki utrzymują jego następcy, cenieni artyści i pedagodzy: światowej sławy malarz, a także aktor i scenograf, Tadeusz Brzozowski (był krótko dyrektorem), podobnej klasy artysta, pionier ansamblażu, Władysław Hasior czy rzeźbiarz Antoni Rząsa. Miejmy świadomość, że są to równie trudne lata jak czas wojny – niszczenie przedwojennych elit, dominacja socrealizmu, indoktrynacja ideologią komunistyczną. A mimo to, z inicjatywy nauczycieli rozpoczyna działalność galeria Pegaz, gromadząca zbiory sztuki współczesnej i cenne dzieła archiwalne.
Kolejne lata funkcjonowania placówki wyznaczają takie osobowości artystyczne i pedagogiczne jak: rzeźbiarz Kazimierz Fajkosz, rzeźbiarz Michał Gąsienica – Szostak, lutnik Franciszek Marduła, malarz Ireneusz Wrzesień, malarz Arkadiusz Waloch, rzeźbiarz Marek Szala, projektant form przemysłowych Maciej Berbeka, historyk sztuki Barbara Tondos. W tym czasie dorobek szkoły – uczniów i nauczycieli - prezen¬towany jest na wystawach ogólnopolskich w Białymstoku, Zamościu, Poznaniu, Toruniu, a także w Zakopanem (z okazji 100. rocznicy BWA).
Po objęciu funkcji dyrektora przez Ireneusza Września, godnym odnotowania jest fakt „otwarcia się” szkoły na Zachód. Podjęto współpracę kulturalną z Francją (kraj Basków), Niemcami, Finlandią i Słowacją. Coroczne wystawy i plenery miały miejsce w Bayonne i Gannat we Francji, w San Sebastian w Hiszpanii, w Siegen w Niemczech, Savonlinna w Finlandii i w Kremnicy na Słowacji. Liceum było także organizatorem ogólnopolskiej wystawy szkół plastycznych w Zakopanem. Proces kształcenia artystycznego młodzieży kontynuują nadal profesorowie - rzeźbiarze: Antoni Grabowski (wieloletni zastępca dyrektorów), Zygmunt Piekacz, Władysław Pawlik oraz malarz Arkadiusz Waloch, rzeźbiarz Stanisław Cukier, lutnik Stanisław Marduła i malarka Ewa Dyakowska-Berbeka. W 1994 roku liceum po raz pierwszy orga¬nizuje ogólnopolską wystawę „Biennale rzeźby w drewnie” (ta konkursowa impreza jest organizowana nadal i od 2012 roku nosi nazwę „Triennale rzeźby w drewnie”).
Od 1994 roku funkcję dyrektora obejmuje artysta rzeźbiarz Stanisław Cukier, absolwent szkoły. Grono pedagogiczne przystąpiło wtedy do opracowania innowacyjnych programów nauczania przedmiotów artystycznych. W 120. lecie powstania szkoły snycerskiej zorganizowano cykl wystaw, z których najważniejsza miała miejsce w Muzeum Tatrzańskim w Galerii im. Kulczyckich i zatytułowana była „Absolwenci i profesorowie”.
Od 1996 roku szkoła ma swoją wyłączną siedzibę w budynku „Strug” przy ulicy Kościeliskiej (tu jest do dziś). Od kilku lat, oprócz szkoły, działa w nim Galeria „Strug”, która rozpoczęła działalność w 2002 roku. Nowy wymiar nauczania artystycznego i ogólnego w szkole dały wymiany uczniów. Dzięki temu w murach szkoły pojawili się przyszli artyści z Włoch, Portugalii, Mołdawii, Francji, Niemiec i Słowacji.
Ministerstwo Kultury i Sztuki, na wniosek dyrekcji szkoły, wyraziło zgodę, by z dniem 1 września 2000 roku otwarto czteroletnie Liceum Plastyczne, tworząc tym samym Zespół Sztuk Plastycznych im. A. Kenara. W obecnej placówce staraniem wszystkich uczących jest kontynuowanie tradycji i doskonalenie metod nauczania słynnego Liceum Kenara. W tym czasie, zgodnie z tradycją, szkoła kontynuuje trzy kierunki kształcenia, to jest: snycerstwo, meblarstwo artystyczne i lutnictwo.
Uroczyście obchodzono również jubileusz 125. lecia szkoły snycerskiej, który przypadł na 2001 rok. Warto przytoczyć okolicznościową wypowiedź dyrektora Stanisława Cukra: Idea wystawy nauczycieli - artystów naszej szkoły, która odbyła się w zakopiańskim BWA przed sześciu laty jest nadal kontynuowana, a jej przesłanie do dziś aktualne.
Kolejna rocznica założenia zakopiańskiej Szkoły Przemysłu Drzewnego (…) skłaniają do refleksji nad Jej fenomenem, zarówno krytyków sztuki, jak i artystów- nauczycieli oraz młodzież. Prowokują do podjęcia próby zdefiniowania, opisania fenomenu szkoły. Szkoły wpływającej – moim zdaniem – na artystyczne, duchowe życie Polaków. Szczególnego znaczenia nabiera prezentowana wystawa (…) – wystawa zmuszająca do zadania pytania. Czy postawę nauczyciela cechuje otwarcie, żywe odczuwanie i reagowanie, a ich poczucie odpowiedzialności możemy odnaleźć w dziełach. Czy twórczość nauczyciela – artysty – mistrza – przewodnika może stać się elementem współtworzącym osobowość ucznia Szkoły? Myślę, że tak.
Spójrzmy również na teraźniejszość.
Artystyczny i wychowawczy klimat współczesnej szkoły (rok szkolny 2016/17) tworzą: rzeźbiarze: Stanisław Cukier, Andrzej Mrowca, Janusz Jędrzejowski, lutnicy: Stanisław Marduła, Alicja Hołoga-Marduła, projektant form przemysłowych Marek Król-Józaga, graficzka Dorota Bąk, malarka Małgorzata Rosińska, rzeźbiarka Barbara Ross-Baczyńska, historyk sztuki Ryszard Gapski.
Trzydniowe obchody, w dniach 21 -23 października 2016 roku, jubileuszu 140. lecia istnienia szkoły snycerskiej (Państwowej Szkoły Przemysłu Drzewnego, Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. A Kenara, a obecnie Zespołu Szkól Plastycznych im. A. Kenera) były spotkaniem jej absolwentów, często światowej sławy artystów, pedagogów, niejednokrotnie wykładowców akademickich z obecną kadrą nauczycielską i uczniami szkoły, którzy nadal pielęgnują tradycję i jednocześnie tworzą przemyślaną nowoczesność. Ten piękny jubileusz odbył się pod honorowym patronatem Prezydenta RP Andrzeja Dudy. Komitet honorowy obchodów stanowili: prof. dr hab. Piotr Gliński – wicepremier, minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ks. Stanisław, kardynał Dziwisz, Metropolita Krakowski, dr Zdzisław Bujanowski - dyrektor Centrum Edukacji Artystycznej.
Alicja Hołoga – Marduła, obecny wicedyrektor szkoły na otwarciu wystawy w dawnych jej podwojach – „Marilorze” (zwanym często „Czajką”) powiedziała: (…) Rozpoczynamy obchody wystawą nauczycieli obecnie uczących w szkole, w miejscu, które dla wielu z Państwa jest miejscem symbolicznym. „Marilor” to dawny, przez długie lata, budynek szkoły i chociaż teraz wygląda okazale, a my pamiętamy stare mury, to na pewno wielu z nas usłyszy w tym budynku szept minionych lat.(…) Na koniec stwierdza: Jak wiemy celem dydaktycznym szkoły jest kształtowanie świadomości twórczej, opanowanie języka wypowiedzi artystycznej, opanowanie warsztatu. Metody powinny być jednakowe, ale zdajemy sobie sprawę, że zawsze będą zindywidualizowane przez osobowość pedagoga. I to pokazuje ta wystawa. Wystawa o specyficznym charakterze prac ludzi o różnych doświadczeniach z różnych dziedzin sztuki. Są w naszym gronie osoby z ogromnym dorobkiem i doświadczeniem, ale i młodzi, którzy są na początku swojej drogi twórczej. I jedni i drudzy z oddaniem i konsekwentnie prowadzą działalność pedagogiczną.
W czasie jubileuszu nie tylko otwarte są pracownie, sale edukacyjne, galeria w odnowionym budynku szkoły, ale z tej okazji otwarto w Zakopanem wystawę prac absolwentów w galerii Władysława Hasiora (jest to filia Muzeum Tatrzańskiego), wystawę prac uczniów „Nowoczesna szkoła z tradycją” w Miejskiej Galerii Sztuki im. Władysława hr. Zamoyskiego, wystawę pedagogów w szkolnej galerii „Strug”. Ciekawym pomysłem była sesja naukowa zatytułowana Szkoła snycerska - 140. lat w kulturze narodowej, która poświęcona była historii szkoły, jej miejscu w kulturze polskiej i międzynarodowej, wybitnym pedagogom i absolwentom oraz ich twórczości.
Otwierając sesję w kinie „Sokół” Alicja Hołoga – Marduła, m. in. stwierdziła: (…) skąd pomysł, żeby zorganizować sesję naukową?, przecież jesteśmy szkoła średnią. Ale nasi absolwenci to osobowości w świecie sztuki, aktywni twórcy, a także uznani wykładowcy uczelni artystycznych. Zależy nam na współpracy ze światem akademickim, rozwijaniu tych umiejętności, które są niezbędne w dalsze edukacji naszych uczniów, a w efekcie w ich pracy zawodowej. Wielu nauczycieli z naszego grona podejmuje również pracę naukową.
Zwieńczeniem obchodów była uroczysta gala w kinie „ Sokół”. Jakże nowoczesnym (synergia treści i formy w minimalnym czasie prezentacji, czyli performance) było przedstawienie przez uczniów i profesorów „filozofii specjalizacji” w obecnej szkole, tj. snycerstwa, meblarstwa artystycznego, lutnictwa artystycznego i projektowania graficznego. Muzycznie, tanecznie i wokalnie zaprezentowali się uczniowie młodszych klas.
Gala stała się momentem podsumowania i wyróżniania dorobku jej żywej tkanki, jakim są wrażliwi, uzdolnieni ludzie. Szkoła otrzymała Złoty Medal Gloria Artis (dotychczas jedyna w Polsce!), a jej pedagodzy, m. in.: Stanisław Cukier – Srebrny Medal Gloria Artis, odznaczenie państwowe „Za Długoletnią Służbę” (przywrócone z czasów II RP) i nagrodę II st. Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Marek Król – Józaga, Beata Birecka, Beata Gajewska, Ryszard Gapski także nagrodę II st. Dyrektora Centrum Edukacji Artystycznej, a Alicja Hołoga – Marduła również tę, lecz I stopnia. Dorota Bąk i Urszula Stopka otrzymały Medal KEN, a Ewa Ross – Baczyńska, Piotr Bies, Andrzej Mrowca i Janusz Jędrzejowski otrzymali Medal „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. Szczególne wyróżnienie przyznano Stanisławowi Mardule – tytuł „Honorowego Profesora Oświaty”. Galę uświetnili obecnością przedstawiciele kancelarii Prezydenta RP, ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, władze oświatowe – resortowe i regionalne, władze Powiatu Tatrzańskiego, radni Rady Miasta Zakopanego, radni Rady Powiatu Tatrzańskiego, przedstawiciele szkól i uczelni artystycznych, władze stowarzyszeń, zaproszeni goście.
Wicedyrektor Marek – Król Józaga, zapytany o współczesność szkoły, m. in. nadmienił: Jesteśmy szkołą z dawną tradycją, wieloma osiągnięciami krajowymi i międzynarodowymi, ale dzisiaj staramy się też być profesjonalistami. Moi koledzy nauczyciele są doktorami – Ryszard Gapski, Agnieszka Rokicka, P.P. Mardułowie, Ireneusz Bęc jest nawet doktorem habilitowanym. Inni chcą te tytuły osiągnąć i podjęli studia doktoranckie, np. Piotr Bies, Beata Birecka, Agnieszka Wójcik – Marduła. To jest nasza siła intelektualna i twórcza. Dzisiaj uczniowie też zdobywają najwyższe nagrody na konkursach, a nauczyciele mają swoje wystawy w Polsce i Europie.
Siedzę w gabinecie dyrektora Cukra, trzymam w ręku pamiątkowy, jubileuszowy medal, na którym wyryto wizerunek pegaza i pytam włodarza szkoły, który nadaje jej kierunek od 1994roku: - Dokąd Wasz pegaz podąża?
Dyrektor spojrzał na mnie i odpowiedział: Myślimy o dziale tkaniny artystycznej, ale w oparciu o nową reformę szkolnictwa, nie inaczej. Ta nasza, „nowa” szkoła musi być szkoła ponadregionalną, z budynkiem dydaktycznym , warsztatami, pracowniami, internatem. I tylko taki Pegaz poleci bezpiecznie, i tylko taka szkoła może się rozwijać. Dzisiejszy czas wypełniony jest pracą warsztatową, plenerową i pracą naukową. Co roku organizujemy plener wyjazdowy, zagraniczny. I to tyle.
Dziękuję za rozmowę.
Adam Kitkowski
TWP Centrum Doskonalenia Nauczycieli, biuro w Zakopanem.
A oto kilka wypowiedzi byłych i obecnych nauczycieli oraz absolwentów szkoły.
Prof. dr hab. Stanisław Wajda, prof. zw., dr h.c. z Olsztyna, absolwent szkoły
Moja przygoda z Zespołem Szkół Plastycznych ma swój początek w 1949 roku, kiedy rozpocząłem tam trzyletnią naukę w zawodzie Kowalstwo artystyczne. Wszystkie zajęcia zarówno teoretyczne jak i praktyczne odbywały się w budynku zwanym powszechnie STRUGIEM przy ul. Kościeliskiej. W tym czasie kowalstwo artystyczne nie było popularne, przeprowadzono tylko jeden nabór, a spośród 15 przyjętych kandydatów, szkołę ukończyło jedynie 6-8 absolwentów. Według mojej wiedzy w zawodzie kowalstwo pozostał tylko Gwiżdż, który prowadził warsztat kowalski w Ratuchowie. Większość absolwentów (M. Michalik i J. Michalik) skończyło Technikum Mechaniczne w Krakowie, natomiast ja ukończyłem w Sporyszu koło Żywca. Naukę w tej szkole wspominam bardzo dobrze i uważam, że praca w kuźni i uprawianie sportu dały mi energię do dalszej edukacji. Ukończyłem studia, a następnie na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie uzyskałem stopnie naukowe: doktora, doktora habilitowanego, profesora nadzwyczajnego i zwyczajnego.
Szymon Bafia z Zakopanego, obecnie instruktor w TCKiS „Jutrzenka”, dziennikarz, muzyk, absolwent szkoły
Do szkoły Kenara uczęszczałem w latach 1997 – 2002. Z perspektywy czasu muszę śmiało powiedzieć, że czas spędzony w tej szkole to najpiękniejsze lata mojej młodości. Pamiętam, że jak zacząłem chodzić do PLSP, to cieszyłem się, że w końcu będę uczył się tego co lubię. Największą radość sprawiały mi oczywiście warsztaty lutnicze pod kierunkiem Pana prof. Marduły. Godzin warsztatowych było za mało, bo zawsze czekałem na dzień, kiedy będę budował instrumenty. Profesor Marduła zawsze ciekawie opowiadał o instrumentach i zachęcał nas do pracy. Ucząc się w tej szkole również bardzo zainteresowałem się historią sztuki i historią powszechną. Gorzej było z przedmiotami ścisłymi. Mój rocznik niestety nie poczuł już w pełni „ducha Kenara” to znaczy tej niezwykłej atmosfery, jaką jeszcze w latach 60-tych i 80-tych wnosili w szkolne mury wybitni artyści jak Tadeusz Brzozowski, Antoni Rząsa, Władysław Hasior i inni. Ja jedynie poczułem tą dawną atmosferę, ale szkoła na pewno się zmieniła. Zresztą mój rocznik zajęcia dydaktyczne miał już w nowym budynku za Strugiem. Zajęcia praktyczne mieliśmy jeszcze na Krupówkach oraz w starym „Strugu”. Historyczny budynek szkoły „Marilor” służył moim koleżankom i kolegom jako internat. Będąc uczniem szkoły Kenara nie mogłem się doczekać matury i studiów. Teraz chętnie bym się tam wrócił.
Krzysztof Jędrzejowski z Zakopanego, obecnie dyrektor TCKiS „Jutrzenka”, art. plastyk, pedagog, absolwent szkoły
Byłem w jednej klasie z Ulą Gabryś-Suchorab, Markiem Rogowcem, Staszkiem Cukrem, Jerzym Sarkowiczem, Tadkiem Makowskim, Markiem Freidenbergiem. Niektórzy są tu, w Zakopanem, inni rozjechali się po świecie. Duża część mojej klasy pierwsze spotkanie ze sztuką przeżyła w Domu Kultury Dzieci i Młodzieży „Jutrzenka”. Szkoła Kenara była dalszą drogą w świat sztuki. Myśmy znali życiorysy( artystyczne) naszych nauczycieli. Podpatrywaliśmy ich działanie, twórczość. Chcieliśmy być nawet lepsi od nich. Wychowywaliśmy się w klasycznej formule - Mistrz i uczeń. Było tak w „Jutrzence” i w szkole Kenara. Kontakt z profesorami będę zawsze wspominać jako niezwykłą przygodę. To jest duże szczęście spotkać ciekawych, zdolnych ludzi. Najważniejszym dla mnie był Kazimierz Fajkosz, a z „Mistrzem” Hasiorem współpracowałem zaraz po studiach. Ta passa spotykania wielkich artystów trwała do końca studiów.
Stanislaw Marduła, obecnie nauczyciel lutnictwa w Zespole Szkół Artystycznych im. A. Kenara, art. lutnik, syn Franciszka Marduły – wieloletniego nauczyciela lutnictwa
Moją pasją życiową jest lutnictwo, zawdzięczam ją ojcu, który po II wojnie uczył w szkole snycerskiej tego zawodu w latach 1948 – 1960. Potem przeniósł się z nauczaniem do Nowego Targu. Ja, ukończyłem Technikum Budowy instrumentów Lutniczych w Nowym Targu, a później studiowałem w Poznaniu i po skończeniu studiów w 1977 roku wróciłem do Zakopanego, by pracować z ojcem nad instrumentami smyczkowymi w jego pracowni. Ze Szkołą Kenara związałem się w roku 1980, kiedy to ministerstwo kultury wydało decyzję o utworzeniu w szkole klasy lutniczej. Muszę podkreślić, że osobą, która odważyła się przywrócić nauczanie lutnictwa był Michał Gąsienica-Szostak. Było to w roku 1975, oczywiście w pewien sposób nieformalnie, niektórzy uczniowie z innych działów byli niejako „oddelegowani” na lutnictwo. Potem dopiero poszły decyzje administracyjne.
Dzisiaj specjalizacja – lutnictwo artystyczne w naszej szkole ma się dobrze, bo jest ono na równi z innymi działami edukacji artystycznej. Jestem dumy, że już tyle lat uczę w tej właśnie szkole. Gdyby nie nasi absolwenci, a jest ich w Związku Polskich Artystów Lutników, myślę, że ponad 60 procent, to polskie lutnictwo przestałoby coś znaczyć sztuce polskiej.
Antoni Grabowski, po studiach wieloletni nauczyciel i zastępca dyrektorów w tej szkole, art. rzeźbiarz, absolwent szkoły
Jak ja chodziłem do szkoły, to były dwie pracownie artystyczne, jedna Kazimierza Fajkosza i druga Antoniego Kenara. Obie na wysokim poziomie. Nie wiem jaka zasadę miał Kazimierz Fajkosz, ale Kenar wybierał co zdolniejszych „rzeźbiarsko” uczniów. Oczywiście po maturze szło się swoją drogą życiową, a on brał następnych. Ja chodziłem do klasy z Wiesławem Kaczmarkiem, Basią Chrobak, Heleną Sułkowską, Jolą Darowską, a najlepszym moim kolega, a później przyjacielem był Władysław Pawlik. Pamiętam jak Antoni Kenar mówił do nas, uczniów „Nie zróbcie ludzi, zróbcie rzeźby”, czyli daną rzeczywistość. Ja tak rzeźbię do dziś. Plusem myślenia w Szkole Kenara było uznanie, że sztuka jest harmonią, że w rzeźbie są, oprócz warsztatu twórczego, emocje. Kenar nie uznawał sztuki antycznej To był jego minus jako artysty. Ja to dopiero zweryfikowałem po studiach. Niepochlebnie wyrażał się też o Szczepkowskim, chyba nie cenił kubizmu i jej polskiej odmiany też. Ja to również zweryfikowałem po latach, uznając, że Szczepkowski był artystą wielkiej klasy. Ciepło wspominam jeszcze dwóch uczniów szkoły – Heńka Morela i Antka Rząsę.
Katarzyna Głowacka z Zakopanego, absolwentka szkoły z 2013 roku, obecnie studentka wydziału rzeźby ASP w Warszawie
Szkoła Kenara dla mnie to coś więcej, niż zwykle miejsce, gdzie mogłam tylko otrzymywać wiedzę. To miejsce o wiele bardziej znaczące, w którym nauka dotyczyła życia i zaszczepienia w nas, jej uczniach pasji tworzenia.
Wspominam mile swoje koleżanki, np. Lawinię Łatkę, Hanię Urbaniak, Magdę Jaworską.
Władysław Hyc, wieloletni nauczyciel, a także dyrektor szkoły w latach 1991-93, art. plastyk
Ja przeszedłem do pracy w szkole w 1982 roku, w zastępstwie za Maćka Berbekę, który wybierał się właśnie w Himalaje. Maciek poprosił mnie, bo razem kończyliśmy uczelnię, ASP w Krakowie. I tak zostało. Uczyłem przedmiotów artystycznych przez 3 lata. Potem wyjazd do USA. A drugi raz pracowałem w szkole w latach 1988 – 1995, a nawet krótki czas byłem dyrektorem (1991-93).
Za moich czasów do szkoły przychodziła młodzież, która wiedziała czego chce. Naprawdę wiedziała, że sztuka jest najważniejsza. Pod koniec mojej pracy młodzież trochę się zmieniła, stała się bardziej roszczeniowa.
Mój ojciec miał stolarnię na Harendzie. Tam poznałem trud i przyjemność pracy w drewnie. Ale wiele tajników stolarskich pokazał mi ś.p. Adam Majerczyk zwany „Marchewką” z Jaszczurówki. W mojej pracy pedagogicznej kładłem duży nacisk na projektowanie, które pozwała rozwijać wyobraźnię.
Jan Wais z Zakopanego, śpiewak operowy, nauczyciel muzyki, absolwent szkoły
W szkole byłe w latach 1966 – 1971. Dla mnie na początku to był zupełnie inny świat. Robiliśmy odlew gipsowy Bachledy-Curusia. Moim nauczycielem rzeźby był, m. in. Antoni Grabowski. Był dość wymagający i bardzo skrupulatny. To mi się później przydało w życiu. Podobał mi się też stosunek do nauczania Haliny Kenerowej, która uczyła nas historii sztuki. Kilku moich kolegów pamiętam szczególnie: Bogusia Kędzierskiego, Jolę Lux, Ludwika Lizonia. Wszyscy pracują w rzeźbie.
Na studia poszedłem na Akademię Muzyczną w Krakowie, ale chodziłem też na wykłady profesora Włodzimierza Hodysa. Po studiach wziąłem się za rzeźbienie, współpracowałem z Desą i miałem kilka wystaw, nawet w Nowym Jorku. Dzięki szkole miałem bardzo dobre podstawy różnych technik rzeźbiarskich i malarskich.
Ireneusz Wrzesień, artysta malarz, historyk, pedagog, wieloletni nauczyciel, a także dyrektor szkoły w latach 1982-89 i 1991-92 oraz zastępca dyrektora w latach 1992-2006
Ze szkołą byłem związany przez 25 lat, od 1982 roku aż do emerytury. To naprawdę jest długi okres czasu, w którym wiele się wydarzyło i wiele zmieniło. Jak przyszedłem do szkoły, to przyznam, że byłem zaskoczony stanem bazy materialnej. Poza jednym własnym budynkiem warsztatów szkolnych „Strug” wszystkie pozostałe były wynajęte - łącznie z internatem. A wówczas szkoła rekrutowała uczniów z całej Polski. Było dla mnie oczywiste, że należy wiele zmienić - koniecznie chciałem wzbogacić bazę lokalową. To okazało się trudnym zadaniem, gdyż sytuacja polityczna i kryzys ekonomiczny w latach 80. nie sprzyjały tego rodzaju przedsięwzięciom. A jednak się udało. I cieszy mnie fakt, że szkoła nadal się modernizuje i wzbogaca bazę materialną.
Oczywiście, w tych latach szkoła, ta pięcioletnia, była już dobrze znana w całej Polsce. Cieszyła się ogólnym uznaniem i osiągała wiele sukcesów artystycznych. Powróciła pod opiekę ministerstwa kultury. Dobrze się stało, bo władze lokalne niespecjalnie przejmowały się tą placówką.
Udało mi się „otworzyć” szkołę na Zachód. Dzięki moim kontaktom nawiązaliśmy współpracę z krainą Basków we Francji, a szczególnie z francuskim Bayonne i Gannat oraz z Finlandią, Słowacją i Hiszpanią. Doprowadziłem też do podpisania umowy partnerskiej między Zakopanem a Siegen w Niemczech. Wielu uczniów zyskało możliwość wyjazdów zagranicznych o charakterze edukacyjnym i artystycznym. Cieszę się, że na ogół te kontakty trwają do dziś. Wystawy i plenery w tych krajach były ciekawe i pouczające dla młodzieży, która zapoznawała się z innymi środowiskami artystycznymi i z kulturą danego kraju. W organizacji pierwszych przedsięwzięć pomagali znani artyści plastycy ze szkoły, m.in. Arkadiusz
Waloch, Antoni Grabowski, Władysław Pawlik, Zygmunt Piekacz, Władysław Hyc.
Chciałbym wspomnieć o jeszcze jednym wydarzeniu, które szczególnie wpłynęło na życie naszej placówki. Mam na myśli misję o nazwie „Szopka dworcowa”, której przesłanie brzmiało: „Żłóbek zakopiański pomostem łączącym narody”. Od 1996 roku uczniowie szkoły wykonywali bożonarodzeniowe figury z drewna, które następnie odbywały podróż po miastach Europy, szczególnie w Niemczech, gdzie stanowiły świąteczną ozdobę budynków użyteczności publicznej, np. dworców kolejowych (stąd nazwa „Szopka dworcowa”). Inicjatorem przedsięwzięcia był ks. prof. Witold Broniewski ze Stuttgartu.
W 2003 roku miało miejsce szczególne wydarzenie: figury szopki zostały zaprezentowane w Panteonie Rzymskim. Ogromnie cieszy mnie, że akcja ta trwa do dzisiaj.
Z okazji pięknego jubileuszu chciałbym życzyć szkole dalszych sukcesów artystycznych. Szkoła zawdzięcza swoją renomę przede wszystkim niezwykłemu gronu pedagogów, dlatego chcę życzyć wszystkim nauczycielom wytrwałości i ciągłego entuzjazmu w pracy z młodzieżą.
- Magnes Folk na lodówkę IMagnes Folk łączy ze sobą motywy polskiej sztuki ludowej z motywami z regionu Podhala. Świetnie nadaje się na lodówkę. Jest doskonałą pamiątką z Zakopanego. Może też być...7 zł
- Bransoletka "Mix 1"Bransoletka "Mix 1" Obwód - 18 cm. Matriały: Jadeit, Lapis lazuli, Turkus, Aragonit, Koral, Szkło. Biżuteria zaprojektowana i wykonana przez Elżbietę Krzemińską-Owczarz. 65 zł
- Grafika Folk w ramce XGrafika Folk to autorska, oryginalna czarno-biała grafika w stylu ludowym. Autorski wzór zainspirowany polską sztuką ludową oraz motywami z regionu Podhala. Świetnie...55 zł