Zakopane
Góry
To i owo o dawnych śniegach...
Autor: Wojciech Szatkowski
Niedawno w Zakopanem i Tatrach sypnęło. Spadł śnieg. On jest głównym bohaterem tego tekstu. Niby po co pisać o śniegu, wszak każdy wie jaki jest, ale czy do końca? Kiedy zakopiańskie lato pozwala odpocząć wymęczonym deskom przez 5–6 miesięcy od śniegu, niektórzy myślą już o nadchodzącym sezonie. A kolejny sezon to śnieg, bo narciarz jeździ po śniegu, to prawda powszechnie znana i fakt. O śniegu marzą dzieci. Dla laików śnieg jest biały, a padające płatki przywodzą na myśl zimę, choinkę i monotonną biel na polach.
Narciarz jeździ po śniegu - prawda oczywista. I dlatego właśnie słowo „śnieg” nic narciarzowi nie mówi. Śnieg ale jaki? Puch, cudowny firn czy piekielna łamliwa szreń przetykana kalafiorami? Gips, boraks, gangle, sparszywiały śnieg odwilżowy, złączony z podłożem czy lecący na dźwięk głosu ludzkiego? Gdyby pierwsi narciarze wiedzieli więcej o kaprysach tatrzańskiego śniegu, kto wie, czy narciarstwo w ogóle by się rozwinęło... Co prawda, kiedyś padały na Podhalu takie śniegi, że zimą nie można było się przekopać z jednej strony Krupówek na drugą, a sanna trwała aż do maja. Było to jednak bardzo dawno, tak dawno, że nikt tych śniegów nie pamięta. Tatry nie grzeszą śnieżną monotonią. Bywa, że czasem cała zima mija szaro i bezśnieżnie. Zdarza się również, że śnieg zaczyna prószyć w lipcu, a we wrześniu na dobre już przykrywa góry. I zgadnij bracie, jaka dla narciarza najbardziej odpowiednia pora? Bywa w lutym, zielona trawka na Gubałówce i bywa taki marzec, że z deskami na plecach trzeba leźć pod Zawrat, aby zjechać między łysinami suchych traw i kamieni {w stronę Pysznej}. Tak pięknie o śniegu pisał Józef Oppenheim.
Marzy się nam śnieg pełnej zimy – puch i wymarzony firn, ulubiony śnieg wiosenny. W duchu klniemy natomiast tępy śnieg odwilżowy, gangiel, gips i szreń łamliwą, którą kiedyś Józef Oppenheim nazwał jasną cholerą żywota narciarza tatrzańskiego. A jak było kiedyś, przed 50 i 60-ciu laty? Czy zimy rzeczywiście były takie śnieżne, że stare schronisko na Pysznej odkopywano spod wielo metrowych zwałów śniegu? Jak to było z dawnymi zimami?
Tak, dawne zimy to było coś. Gdy narciarze SN PTT w roku 1911 szli na Pyszną, do schroniska, to przypominało ono raczej wielką kupę śniegu, a nie pyszniański przybytek. Śniegu było dużo, nieraz bardzo dużo. Chociaż gwoli tzw. prawdy historycznej, zdarzały się zimy, gdy starzy wyrypiarze narzekali, na brak śniegu i chodzili na narty do Doliny Pięciu Stawów Polskich, bo gdzie indziej go nie było. Na początku, w czasach nazwijmy je pionierskich o śniegu wiedziano niewiele. Nawet sam Mariusz Zaruski otarł się o „śnieżną śmierć”, gdy zjeżdżał z Kordysem z Polskiego Grzebienia podcinając „deskę śnieżną”. Doświadczenie uczyło jednak o gatunkach śniegu, lawinach, nawisach, kurniawie i innych atrakcjach żywota narciarza tatrzańskiego. A jest tego niemało. Zacznijmy historię o dawniejszych i współczesnych śniegach od jegomości puchu. Puch to śnieg pełnej zimy, padający ogromnymi pięcioramiennymi gwiazdkami przy mrozie, pokrywa ziemię grubą pierzyną puchową. Jazda w tym śniegu to pływanie w białej masie, przyjemność gwarantowana, o ile słonko nie ogrzeje naszego bohatera zbyt mocno, wtedy spuszczamy nos na kwintę, bo wilgotny puch doskonale klei się do desek. O puchu kiedyś pisał Oppenheim: idealny śnieg zimowy puch – miewa już swoje kaprysy. Zbyt wiele puchu na zboczu pachnie lawiną, a torowanie w świeżym, nie uleżałym puchu, szczególnie przy dłuższej wycieczce, wypompować mogłoby Herkukesa, gdyby jeździł na nartach. Faktycznie torowanie w puchu to mordęga, ale zjazd wynagradza mozolne podejścia. Czasami pada go tak dużo, ze odkopanie wyciągów w kotłach Goryczkowym lub Gąsienicowym trwa cały dzień. A w tedy pracownicy PKL na Kasprowym przeklinają w duchu ulubiony ten śnieg narciarzy. Są też śniegi podobne do puchu: Niestety, bardzo rzadko pojawia się w tatrach szeleszczący kuzynek puchu, błyskotliwy boraks, śliczny śnieg z gwiazdek mrożonych powstały, gdy mróz ciężką mgłę górską osadzi sprowadzając słońce. Równie rzadka jest zimowa imitacja firnu, śliska, przemarznięta kasza, sypiąca się jednak chętnie lawiną. te dwa gatunki śniegu należą do rodziny śniegów łaskawie usposobionych dla łydek narciarza {W stronę Pysznej}.
Zima czasami nie oszczędza narciarzy i zsyła szreń. Łamliwa szreń to czarna rozpacz narciarza. Tyleś się chłopie natrudził, aby wejść na nartach na taką czy inną przełęcz, a tu zamiast cudownego zjazdu, miodem smarującego serce, masz łamliwą szreń, zjazd ze struchlałym sercem, przy skowycie pękającej szreni. Na łamliwej szreni technika zawodzi, czasami pomaga przeskakiwanie, albo jazda zakosami. Ale często ta „narciarska improwizacja „kończy się klasycznym leceniem na pysk”, jak pisał o takich przykrych dla narciarza momentach Józef Oppenheim. Po odwilży tworzy się lodoszreń, twarda skorupa, po której jeździ się doskonale.. o ile ma się ostre krawędzie. Tu warto przypomnieć opowieść Józefa Krzeptowskiego o wypadku w Cichej (opowieść otrzymałem od Józefa Pitonia). Przed wojną, zimą, szła wyprawa TOPR pod Świnicę, po turystkę, która tam zaginęła. Wracali potem wieczorem na nartach na Kasprowy, a pochód zamykał Stanisław Gąsienica z Lasa. A miał stare narty, jesionki, bez krawędzi, które na lodoszreni trzymały na słowo honoru. Na trawersie narty Stanisławowi ujechały i poleciał dołu. Ratownicy dopiero na Kasprowym zobaczyli, że Stanisław kansi sie zadział. Tymczasem on spadł do Doliny Cichej, jedną nartę mu złamało, miał tylko jeden kijek. Zszedł na dno doliny i pojechał na jednej narcie do szałasu w Tomanowej Luptowskiej. Wchodzi do środka, nazbieroł drewna i chcioł palić watrę, a tu zapałki zamokły. A był mróz. Więc żeby nie zamarznąć to chodził po szałasie całą noc, w jedną i drugą stronę. Rano ratownicy wyjechali na Kasprowy, patrzą a tu ktoś idzie Cichą. To Stanisław z Lasa ! Wołają, coby mu pomóc. A on, że nie chce. O tej jednej narcie wyszedł na Suchą Przełęcz, a ci go obstąpili i pytają jak było, co robił. A Stanisław: Psiokrew bestyjo. Zjechołek na noc do sałasa w Tomanowej Luptowskiej, a coby nie zamarznąć to tońcyłek do rania ciarlestona! Jak widać dawnym narciarzom humoru nigdy nie brakowało...
Szreń ma także wiele odmian: Zwykła szreń, której twardość może się wahać od miękkości zamarzającej grudy po matową twardość chińskiej porcelany, dla rozmaitości zakwitać może chropowatym kalafiorem, wyboistym ganglem, tępym gipsem, otwierając urozmaiconą listę zmiennych śniegów tatrzańskich, męczących niesłychanie nogi, a groźnych dla ścięgien, kości, nart i zębów narciarza. W terenie podobne śniegi wymagają bardzo ostrożnej jazdy, niepopuszczania ani na moment nart, starannego wypatrywania drogi i szybkiej orientacji po odcieniu śniegu, aby nie ulec gwałtownemu zahamowaniu lub szarpnięciu. {W stronę Pysznej}.
Wiosną czasami tworzy się inny gatunek śniegu, ukochany przez narciarzy, mianowicie – firn. Marzeniem każdego narciarza jest jak wiadomo firn, legendarny śnieg wiosenny, częściej opisywany w kurjerkach, niż oglądany w nieskazitelnej swej formie w Tatrach. Słońce musi go wysmażyć, a mróz zamrozić, naprzemian przez parę dni jednolitej pogody, ale o ile się trafi, zezwala na wszelką brawurę, ewolucje, lekceważenie stromizn i lawin, przy podejściu jak i zjeździe. Jednakże należy pamiętać, że pod wieczór lub w chmurny dzień firn zmienia się w szreń. Tyle Oppenheim. Gdy w marcu zimowy puch jest zamrażany nocą a roztapiany w ciągu dnia kryształki śniegu w cudowny sposób zmieniają się w śnieg tryskający spod desek wesołą strugą – firn. Firnowi zawsze prawie towarzyszy piękna pogoda. Wtedy narciarze zamieniają się w plażowiczów, jeżdżących bez podkoszulka, czasami nawet w krótkich spodenkach. Na halach kwitną krokusy, a w powietrzu unosi się zapach wróżący szybkie nadejście wiosny. W dawnych czasach czekano na firn jak na zbawienie.
Ale firn to także przebudzone po śnie zimowym niedźwiedzie brunatne. Kiedyś Oppenheim wracał wiosną z towarzystwem przez Lodową. Warunki znakomite, firn, lazur nieba, nastroje doskonałe. Narciarze rozciągnęli się w dolinie Jaworowej, każdy jechał jak chciał. Opuś wpadł jak szalony na polanę, a tu przed nim stoi na zadnich łapach ogromne niedźwiedzisko, wzrok zbójecki, boki zapadnięte, widać, że ledwo co wstał z barłogu. Stali tak naprzeciw siebie długo, Józio nie pamięta ile, ale długo. Druga nadjeżdżała lwowianka Domaniewska. zakręciła przed Józiem a widząc niedźwiedzia powiedziała: Ta, ja ci Józku, dziękuję za taką dolinę! Niedźwiedź schował się w kosówkę. Przy firnie fantazja narciarska ponosi na najbardziej strome stoki, żleby i szczyty. Oppenheim zjechał w kwietniu 1925 r. z Koziej Przełęczy, pewnie przy firnie, a jego „wężowe ślady” widywano na Rohatce, Lodowej, Żelaznych Wrotach, Heniu Bednarski, zwany popularnie w Zakopanem „Bednarzem”, kochał „telemarki” na grani Czerwonych Wierchów, które wykonywał z idealną precyzją właśnie po firnie. Firn i puch to przyjaciele łydek narciarza, a szreń i mokre śniegi odwilżowe to utrapienie i zmora kochających „białe szaleństwo”. Dlatego ich nie polecamy. Nie polecamy także jazdy nocą, chociaż atrakcje murowane ! Przekonał się o tym dobry narciarz, ratownik TOPR i przewodnik tatrzański, Józef Krzeptowski. Po dyżurze na Kasprowym zjeżdżał na Goryczkową ze swoim przyjacielem Tadeuszem Gąsienicą – Giewontem. A było już ciemno, śnieg świeży i w końcu Józka, jak to się mówiło postawiło na głowie, zrobił kilka salt. Cały był w śniegu, miał go pełno w ustach, za koszulą, jednym słowem był cały biały. Kolega podjechał do niego i podał mu odpiętą nartę, a Józek klęknął wtedy na śniegu i przeżegnał się. Tadek się go pyta: Cos to Józiu robis! A popularny Ujek na to: - Dziękuje Bogu co to śnieg, a nie błoto!.
Śnieg to także lawiny. Biała śmierć to wielkie niebezpieczeństwo. W czasach kierownictwa Oppenheima wypadków lawinowych było wiele. Najtrudniejsza była akcja w Cichej w styczniu 1939 r. kiedy lawina zasypała kilku narciarzy, wyprawę prowadzono przy ogromnym mrozie, styliska łopat pękały przy przekopywaniu mas śnieżnych. Lawiny idą najczęściej przy odwilży, a zimą groźne są lawiny pyłowe i deski śnieżne, i nawet stoki Kasprowego nie są od nich bezpieczne! W roku 1956 lawina zasypała Marcinowskich na Goryczkowej i zniszczyła schronisko. Zginęło wtedy także trzech żołnierzy WOP.
Śnieg ma nawet własny kolor: W Tatrach człowiek nie jest pewien nawet typowej barwy śniegu. Był kiedyś w Hlińskiej Dolinie śnieg przedziwnie żółty, pocętkowany deszczem na szaro. Śnieg zlodowaciały mieni się błękitem. We mgle sinieje. Pod wieczór staje się różowy. Ostatnio pokazują się śniegi szare, prawie popiołkowej barwy,. Ktoś widział śnieg czerwonawy. Ale to już nabytki całkiem nowej doby {W stronę Pysznej}. Najwięcej śniegu w Zakopanem, a raczej w Tatrach, na Kasprowym W., jak podaje kierownik obserwatorium, Jan Trzebunia, było 15 kwietnia 1995 r. - 355 cm, w Pięciu Stawach Polskich największa pokrywa wyniosła 404 cm, a w Zakopanem, zaraz po wojnie, ponad 120 cm w ciągu jednego opadu.
Po tym wszystkim niejeden zapyta, po co w takim razie jeździć na nartach, skoro i łamliwa szreń, i lawiny, i deski śnieżne, lód na grani, tam gdzieś sobie najlepszą jazdę obiecywał, a puch w dolinie. Więc po co? Odpowiedź jest prosta. Dlatego, że cały urok narciarstwa polega na tym, że nigdy nie wiesz w 100% co cię czeka na tej, czy innej górze, a w tym chyba tkwi największy urok życia i nart poniekąd....
Wojciech Szatkowski
Muzeum Tatrzańskie
- Torebka filcowa XIIITorebka filcowa z haftowanym ludowym motywem (haft maszynowy). Zamykana na zamek błyskawiczny. Środek z czerwonej podszewki, z kieszenią boczną i smyczą. Szerokość ok...160 zł
- Torebka filcowa VIITorebka filcowa z haftowanym ludowym motywem (haft maszynowy). Zamykana na zatrzask. Środek z dopinaną na zatrzask wkładką z podszewki zamykaną na zamek błyskawiczny...160 zł
- Bransoletka "Porzeczki"Bransoletka, z koralików z korala fasetowanego, rurek - koral i pastylek - szkło. Plus masa perłowa - zawieszka. Obw 20,5 cm 70 zł