Wiadomości
Kresy bliskie, kresy zapomniane...
Autor: Kazimierz Murasiewicz
Od czasów międzywojennych funkcjonuje tradycja mówienia o kresach w odniesieniu do terenów wschodnich dawnej Rzeczypospolitej. Używając określenia „kresy” nie kojarzymy go z innymi terenami granicznymi państwa polskiego. Promocja pamięci historycznej pomija tereny południowe, pozostające na styku granic Polski, Słowacji i Czech, a przecież dla mieszkańców Małopolski i Śląska są to kresy najbliższe, tyle że nie mające szczęścia do utrwalenia się w świadomości ogólnonarodowej.
Aby ten stan nieświadomości odwrócić Sekcja Krajoznawcza zakopiańskiego Gniazda TG „Sokół” zorganizowała w dniach 22 i 23 października wycieczkę – od Orawy, przez Czadeckie po Śląsk Cieszyński. Dla nawiązania do onegdajszej tradycji turystycznej wyprawę przeprowadzono z udziałem góralskich muzykantów pod smyczkiem Jana Karpiela-Bułecki.
Peregrynacje kresowe rozpoczęliśmy od Orawy. Region ten (podobnie jak Spisz) został zajęty przez Austrię w 1769 r. Po rozpadzie Austro-Węgier w wyniku I wojny światowej spór o te ziemie toczyła Polska z Czechosłowacją. Zarządzony plebiscyt nie odbył się z racji zaangażowania Polski w wojnę z Sowietami, co skwapliwie wykorzystała strona czechosłowacka. Przy Polsce pozostał niewielki północny skrawek Orawy. W roku 1938 Polska odzyskała parę wsi orawskich, jednakże już w następnym roku Słowacja przy wsparciu Niemiec zajęła całą południową część regionu, a po II wojnie światowej Czechosłowacja utrzymała ten stan posiadania. Współczesną granicę przekroczyliśmy w Suchej Górze i przez Głodówkę, Twardoszyn, dotarliśmy do Orawskiej Leśnej, gdzie można podziwiać kościół św. Anny zaprojektowany przez Duszana Jurkowicza. Projekty architektoniczne tegoż autora nasuwają analogie do stylu zakopiańskiego, przez co wydaje się on być słowackim Witkiewiczem. Był on również projektantem cmentarzy wojennych na Podkarpaciu.
Pobyt na Słowacji pierwszego dnia zakończył się na ziemi czadeckiej graniczącej z Czechami. O ile o Orawie i polskim osadnictwie w jej obecnie słowackiej części szerszemu ogółowi coś wiadomo, to o związkach z Polską czadeckiego mało kto już wie. Obecność polska datuje się tu od XI w., choć Węgrzy wchłonąwszy wówczas Słowację przesuwali stopniowo swą granicę z Polską na północ. Pomimo umowy granicznej z 1417 r. napór ten skutkował usankcjonowaniem nabytków węgierskich przez cesarzową austriacką w 1772 r., który to stan rzeczy trwał do upadku monarchii austro-węgierskiej. Po I wojnie światowej region ten utrzymała Czechosłowacja do roku 1938, kiedy to na krótko przyłączono część ziemi czadeckiej do Polski. Obecnie granica między Polską a Słowacją przebiega w tym regionie wg stanu sprzed 1938 r., a jedyną wioską czadecczyzny na terenie Polski jest Jaworzynka. Po zwiedzeniu powiatowego miasta Czadec udaliśmy się na granicę Słowacko – Czeską i pokonawszy Przełęcz Jabłonkowską stanęliśmy w Mostach.
Tu spotkaliśmy się z naszymi przewodnikami: inż. Andrzejem Niedobą, tamtejszym prezesem Związku Podhalan i Janem Kufą rodakami od pokoleń zamieszkałymi w tej części Śląska Cieszyńskiego. Wpierw zaprezentowano nam szańce, a raczej to co pozostało z tych fortyfikacyj z roku 1578 zbudowanych z obawy przed najazdami tureckimi. Nie mniej mimo upływu wieków i braku konserwacji umocnienia są dobrze w terenie widoczne, a z szańcowego wzgórza rozpościera się piękny widok na Beskidy. Jak wzdłuż naszej trasy, tak i tu znaleźliśmy się na europejskim wododziale rozgraniczającym zlewnie Morza Bałtyckiego i Czarnego. Napawając się widokami i chłonąc historię tych ziem ugoszczeni zostaliśmy przez naszych przewodników przednim burczakiem, co dodatkowo wyostrzyło nasze odczuwanie otaczającego piękna tej ziemi. Los tych ziem podobnie jak i części Śląska Cieszyńskiego (zwanego często Zaolziem) nie był dla Polaków łaskawy. Nowopowstałe w wyniku I wojny światowej państwo czechosłowackie wykorzystało trudną sytuację Polski na froncie wschodnim i uniknąwszy plebiscytu przejęło ten region w posiadanie. W 1938 r. tzw. Zaolzie weszło na krótko w posiadanie Polski. Ciekawostką historyczną jest, iż właśnie w Mostach można doszukać się początku II wojny światowej. Otóż w nocy z 25 na 26 sierpnia 1939 r. bojówka niemiecka z terenu Słowacji napadła na tutejszą stację kolejową i tunel.
Z Mostów udaliśmy się do Jabłonkowa gdzie uwieczniliśmy swój pobyt przy tablicy upamiętniającej miejsce kwaterowania przyszłego marszałka Polski Józefa Piłsudskiego w zimie 1914 r. przy ul. Dukielskiej. Nota bene w mieście i okolicy widnieją napisy czeskie i polskie, choć te nasze zdarza się iż są zamalowywane. Z Jabłonkowa udaliśmy się do Bystrzycy na spotkanie z naszym trzecim przewodnikiem Mariuszem Wałachem, znaczącym polskim przedsiębiorcą (współwłaściciel firmy „Walmark). Jak się okazało z rodziną jego wiąże się pewien epizod z historii Polski. Otóż na początku zimy 1914 r. jak wspomniałem stacjonowały w okolicy Legiony. Jak informował „IKC” z 27. sierpnia 1938 r.: „Na bystrzyckich polach odbywały się ćwiczenia, na które zjeżdżał „komendant”. Raz, jadąc na nie starem, rozklekotanem autem, uległ wypadkowi, który na szczęście nie miał poważniejszych następstw. Zmusił jednak „Dziadka” do zatrzymania się w Bystrzycy. Przeleżał w łóżku przez 4 dni w chałupie niskiej i ubogiej, za to u gospodarza Andrzeja Wałacha, jednego z najświatlejszych obywateli gminy,…” Tym gospodarzem był pradziadek naszego przewodnika. W jego domu przez owe cztery dni rekonwalescencji Piłsudskiego bywali: kapelan legionowy ks. dr Bronisław Gilewicz, dowódca V kompanii Izydor Modelski, chorąży Feliks Gwiżdż, komendant batalionu Andrzej Galica, co potwierdzają nie tylko rodzinne przekazy, ale i przedwojenny „Ikac”. Poprzez choćby niektóre z przytoczonych nazwisk historia Polski na tym terenie ma również związki z historią Podhala. W Bystrzycy zwiedziliśmy cmentarz z licznymi grobami o polskich nazwiskach, a na frontonie fary ewangelickiej dała się jeszcze doczytać okazała inskrypcja w języku polskim.
Krótki dzień wymusił jeszcze tylko przejazd przez Trzyniec, Guty (drewniany kościółek z XVI w. jako żywo przypominający ten z Grywałdu), Karpętną (miejsce urodzenia sławnego kompozytora i dyrygenta Stanisława Hadyny), na miejsce zakwaterowania w Mostach, u przemiłych gospodarzy państwa Renaty i Franciszka Kohutów „Penzion U Ski arealu”.
Podczas sytej kolacji miał miejsce występ naszych muzyków, wsparty przez prezesa druha Stanisława Mardułę i naszych gości, a zarazem przewodników. Popas i muzyczne atrakcje przeplatały się z relacjami wspomnianych naszych rodaków mieszkańców Mostów. Niestety owe wspomnienia i relacje ujawniały uzasadniony żal do Polski, że o swych rodakach zza kordonu zapomniała. Po wymuszonej uległości powstającej po I wojnie światowej Polski do roku 1938 miejscowi Polacy poddawani byli szykanom mającym wymusić wyparcie się polskości. Po II wojnie pomimo braterstwa socjalistycznego represje nie ustały, a wsparcia ze strony PRL-u nie doczekano. W unijnej Europie zbratanie narodów na tych terenach, podobnie jak na Orawie, przejawia się w stosunku do Polaków jedynie iluzorycznym równouprawnieniem. Dlatego też pod naciskiem kolejnych władz czeskich (i słowackich) maleje liczba Polaków twardo przy polskości stojąca. Żal pomyśleć, że szkolnictwo polskie na tych terenach istniało kilkaset lat, gdy czeskie dopiero od końca lat 20. XX w., a jednak nacisk państwa czeskiego i słabość polskiego poczyniły spustoszenia wśród naszych rodaków. Te smutne losy naszych rodaków jedynie muzyka góralska, dająca poczucie więzi Polaków ponad granicami, łagodziła podczas spotkania.
W niedzielę wycieczkowicze wzięli udział we Mszy św. w języku polskim odprawionej w kościele św. Jadwigi Śląskiej w Mostach, po czym pokazano nam Góralskie Centrum Informacji Turystycznej w pięknie odrestaurowanej chałupie. Mogliśmy też podziwiać energię tamtejszych acz naszych górali w świetnie wyposażonym domu Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego.
Po pożegnaniu z przewodnikami i gospodarzami udaliśmy się przez Jabłonków na granicę. Przed jej przekroczeniem warto pamiętać o tamtejszych sklepach. Nie dlatego, iż zakupy to taka świecka tradycja, ale z racji mądrego oporu Czechów przed euro, dzięki czemu nie są one pozbawione sensu. Już po polskiej stronie przejechaliśmy przez trójwsie beskidzkie, Milówkę, Żywiec, Korbielów, aby dla skrócenia drogi, przez aktualną granicę w Orawskiej Półgórze wrócić do Polski i z polskiej cząstki Orawy dotrzeć do domu.
Oczywiście chciałoby się zobaczyć więcej Śląska Cieszyńskiego, ale nawet tak krótki wypad pozwala głębiej wniknąć w polskość, nabyć szacunku dla patriotyzmu dnia powszedniego tych, o których w imię źle pojmowanej poprawności politycznej Polska pamiętać nie chciała i zrozumieć, że kresy odnaleźć można całkiem blisko.
- „Lykorz mimo włosnyj wóli”Płyta DVD zawiera spektakl „Lykorz mimo włosnyj wóli” zarejestrowany w Domu Ludowym w Bukowinie Tatrzańskiej. (czas: 1 godz. 2 min.) Amatorski Zespół Teatralny im...40 zł
- Słownik biograficzny "Podhalanie" tom IILudzie kultury i sportu, dziennikarze, duchowni i samorządowcy - kilkaset osób znalazło się w tomie II Słownika biograficznego "Podhalanie". Słownik biograficzny...70 zł
- Naszyjnik "Kropla miodu"Naszyjnik z nieregularnych koralików - Koral, oraz kilku koralików z bursztynu. Jako przekładki małe rureczki - Koral. Obwód 50 cm. 85 zł