PODHALAŃSKI SERWIS INFORMACYJNY Podhalański Serwis Informacyjny WATRA

Zakopane

Kultura

Legendowe postaci zakopiańskie - Tatrzańskim śladem Mariusza Zaruskiego...

Wtorek, 17 sierpnia 2010 r.
Autor: Wojciech Szatkowski

Zaruski (po lewej) z narciarzami ZON TT, archiwum Muzeum TatrzańskiegoLegendowe postaci zakopiańskie – to nowy cykl na Watrze poświęcony tym postaciom z dziejów Zakopanego, które miały wpływ na to, co działo się pod Giewontem. Zaczynamy go od postaci jakże zasłużonej dla narciarstwa, ratownictwa i taternictwa, jaką był Mariusz Zaruski. Mariusz Zaruski (1867-1941) miał w życiu wiele ważnych pasji, ale przede wszystkim był człowiekiem dwóch żywiołów: morza i gór. No i pasjonował się jazdą kawaleryjską jako ułan. W jego górskiej działalności narty odgrywały pierwszorzędną rolę w poznaniu zimowego piękna naszych najwyższych gór – Tatr. Zbliża się setna rocznica zjazdu Zaruskiego i Zdyba z Kościelca (1911), którą uznać należy za początek narciarstwa ekstremalnego w naszych górach. Przypomnijmy zatem niektóre fakty związane z tą formą działalności Zaruskiego w Zakopanem, idąc przez Tatry jego narciarskim śladem... W drugim odcinku opowieści o Zaruskim opowiemy o jego działalności w TOPR. W galerii zdjęcia ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego im. Dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem, Muzeum Ziemi Puckiej (zdjęcia morskie) i z wystawy "Mariusz Zaruski - człowiek dwóch żywiołów", fot. Wojciech Szatkowski. Zapraszam do lektury!


Niech wieść grzmi na morza, lądy,
Żem ja Tatry wziął w swe rządy,
Jako Herod niech zasłynę,
Choć mam dziwną może minę:
Zamiast brody – wąsik mierny,
Bom ja Herod jest moderny –
Miast zasiadać gdzieś na tronie,
Po tatrzańskich turniach gonię.
Jam jest Tatr gospodarz prawny,
Jam taternik, narciarz sławny,
Jam marynarz, pejzażysta,
Mam talentów chyba trzysta!

W taki sposób „pasowano” Mariusza Zaruskiego na „króla Tatr” w szopce Stanisława Hirschla, drukowanej w kolejnych numerach czasopisma „Zakopane” na przełomie1912 i 1913 r. Zaruski przebywał w Zakopanem przez 10 lat (1904 – 1914). Mieszkał z żoną Izabelą w istniejącej do dzisiaj willi „Krywań”, przy ul. Ogrodowej 5 (obecnie ulica im. M. Zaruskiego nr 6). Warto dodać, że duży wpływ na możliwość rozwijania jego górskich zamiłowań miała właśnie Izabela Zaruska. Prowadziła ona pensjonat w willi „Krywań”, zabezpieczając rodzinie środki finansowe i byt, a dzięki niej Pan Mariusz mógł realizować jedno po drugim ważne dla niego górskie wyzwania. W „Krywaniu”, o czym nie wszyscy wiedzą, Zaruski osobiście organizował seanse spirytystyczne. To chyba najmniej znana z zakopiańskich kart życia twórcy TOPR-u. Jego działalność górska była, obok morskiej, życiowym spełnieniem dla jego pasji społecznikowskich, zdobywczych, marzeń o górskiej wolności, a także niepospolitych umiejętności organizatorskich. Narciarstwo, taternictwo letnie i zimowe, działalność jaskiniowa (w tym odkrycie kilku jaskiń w Tatrach), praca w Towarzystwie Tatrzańskim, udział w działaniach zmierzających do ochrony przyrody Tatr i powołanie oraz kierowanie przez pięć lat Pogotowiem TOPR (w latach 1909-1914), pozwalają twierdzić, że góry zajmowały w jego życiu miejsce ogromnie ważne, jeśli nie najważniejsze. Traktował on Tatry jako „kuźnię charakterów”, odskocznię od „cherlactwa duchowego i fizycznego” i wyznaczał górom ważne miejsce we wzmacnianiu charakteru polskiego społeczeństwa, a także człowieka do jego zapasów z życiem. Jego poglądy odbiegały w tej kwestii od ideologii górskiej np. znanego taternika Romana Kordysa i innych. Były też Tatry dla niego swoistą świątynią przyrody, miejscem sacrum, oazą wolności dla duszy steranej szarą zaborczą rzeczywistością i zesłaniem. Jego działalność górska charakteryzowała się wielkim rozmachem i wysokim poziomem wszystkiego, co robił. Śmiało można powiedzieć, że był perfekcjonistą w swoich narciarskich i taternickich przedsięwzięciach. Nawet góralscy przewodnicy, którym nie zawsze podobał się wojskowy dryl w wydaniu Zaruskiego podczas wypraw TOPR, nie sprzeciwiali mu się, uznając bez zastrzeżeń jego wielki górski autorytet. Autorytet ten i szacunek zdobył bardzo szybko, idąc z tymi ludźmi w góry zawsze pierwszy, przy dobrej pogodzie, ale i w kurniawy i burze, pomny słów przysięgi, w której zobowiązał się do ratowania życia ludzkiego bez względu na wszystko. Sam nieraz ryzykował własne życie idąc zagubionym turystom na ratunek. Nieraz stawał w górach twarzą w twarz ze śmiercią, ale z tych spotkań wychodził zwycięsko. Oprócz organizacji ratownictwa w Tatrach z dużym znawstwem zajmował się narciarstwem, stając się jednym z jego pionierów na naszych ziemiach, a zwłaszcza w Zakopanem, co jest głównym wątkiem niniejszego tekstu.

Pionier „białego szaleństwa” w Zakopanem...

Mariusz Zaruski stał się pionierem narciarstwa w Zakopanem i był jednym z najbardziej czynnych narciarzy w Zakopanem w okresie do 1914 r. Propagował narciarstwo, głównie turystyczne, słowem i w praktyce, jako świetny narciarz. W pierwszych swoich dwóch sezonach tatrzańskich nie używał nart, lecz zimą zwiedzał góry pieszo. Jednak po dwóch takich sezonach, zdobył narty z wiązaniami trzcinowymi (norweskimi) i zimą 1906 r. dokonał z towarzyszami długiego narciarskiego rajdu na trasie: Zakopane – Dolina Tomanowa – Przełęcz Tomanowa – Dolina Tomanowa Liptowska – Wychodna – Orawskie Zamki – Głodówka – Sucha Góra – Zakopane, z wejściem narciarskim na szczyt Osobitej. W 1907 r. przeszedł na nartach, wraz z Józefem Borkowskim, przez tak trudną przełęcz jak Zawrat (2158 m), przy czym na samą przełęcz od kotła Zmarzłego Stawu przez Zawratowy Żleb wszedł na nartach. Następnego dnia wspiął się z przyjacielem z Doliny Pięciu Stawów Polskich przez Szeroki Żleb na Kozi Wierch (2291 m), z którego Zaruski z Borkowskim zjechali tą samą drogą. Tak później w „Na bezdrożach tatrzańskich” opisał trudny zjazd z wierzchołka Koziego: - Śnieg był wyborny do jazdy, zbyt tylko poorany bruzdami, wskutek czego jazda była właściwie bujaniem po śniegowych falach, na które narty wślizgiwały się bez trudu, jeszcze łatwiej z wierzchołków spadały...Zażyliśmy w całej pełni rozkoszy tej długiej i stromej jazdy i tegoż dnia przez Świstówkę dostaliśmy się do Morskiego Oka. Na Opalonem natrafiliśmy na „szreń”, twardą skorupę śnieżną – w rodzaju szkła chropawego, która jednolitą warstwą pokrywała całe zbocze od szczytu aż na dół. Nartami kierować na takiej lodowatej powłoce nie masz możności, przebyliśmy też tę cała przestrzeń, jadą „poprzecznie”, tj. nie w kierunku końców nart, ale pod kątem prostym do ich długości. Ponadto Zaruski osiągnął na nartach wiele innych trudnych szczytów i przełęczy tatrzańskich np. Bystrą – najwyższy szczyt w Tatrach Zachodnich, co barwnie opisał w jednej ze swoich książek, Żółtą Turnię, jako pierwszy narciarz dokonał z towarzyszami narciarskiego przejścia trasy Zakopane – Szczyrbskie Jezioro – przez Liliowe, Zawory i Koprową. Narciarze przeszli z powrotem do Zakopanego przez Polski Grzebień, gdzie o mało nie został przysypany z Kordysem przez dużą lawinę, którą narciarze podcięli podczas zjazdu. Przeszedł też w zimie, jako pierwszy, niektóre trudne odcinki Orlej Perci. Zdobył na nartach Kasprowy Wierch, Giewont, Skrajną i Pośrednią Turnię, a z wzniesień reglowych Hruby Regiel i Eljaszową Turnię nad Doliną Miętusią. Warto zaznaczyć, że oczyszczał polską terminologię związaną z narciarstwem z obcych naleciałości, wprowadzając od nowa do polskiej literatury fachowej słowo „narty” i wiele innych ważnych określeń. Wywiązała się w tej kwestii ciekawa wymiana zdań między nim, a Romanem Kordysem, działającym we lwowskim klubie KTN. Zaruski początkowo chciał wprowadzić dla określenia nart słowo „łyże” ewentualnie „łyżwice”, których używał, (jeszcze na początku 1907 r.) do krajowej terminologii. Gdy jednak Kordys udowodnił mu, że słowo „narty” było już wcześniej wykorzystywane w polskich źródłach (i to w XVI i XVII wieku), przyjął jego argumentację. Konkurencję „slalom” (pochodzenie norweskie) po polsku proponował nazwać „wężem” lub „smokiem”, a żleb spadający do Doliny Jaworzynki nazwał „Wściekłymi Wężami”.

Także jeśli chodzi o stronę organizacyjną zakopiańskiego narciarstwa Zaruski zdziałał bardzo wiele. W 1907 r. był współzałożycielem klubu narciarskiego ZON TT (Zakopiańskiego Oddziału Narciarzy Towarzystwa Tatrzańskiego); klub ten skupiał wówczas zaledwie 21 narciarzy. Potem, przez dwa lata był jego prezesem. Klub ten istnieje do dzisiaj (jako SN PTT 1907 Zakopane) i jest obecnie najstarszym istniejącym stowarzyszeniem narciarskim w naszym kraju. W jego siedzibie w Zakopanem, przy ulicy Kasprusie 42, na ścianie znajduje się zdjęcie Mariusza Zaruskiego na nartach przed willą „Krywań”. W przebogatym klubowym archiwum znajdowała się także karykatura Zaruskiego, jako „pogromcy lawin”, który w stroju turystycznym, z pałeczką dyrygencką w ręku kieruje lawinami. Obecnie karykatura ta znajduje się w zbiorach Archiwum Muzeum Tatrzańskiego im. Dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem, które z wielką pieczołowitością przechowuje też czekan i ciupagę turystyczną Zaruskiego.

Muzeum Tatrzańskie w 2007 r. zorganizowało wspólnie z Muzeum Ziemi Puckiej dużą wystawę „Mariusz Zaruski – człowiek dwóch żywiołów”. Komisarzami tej wystawy byli: Mirosław Kuklik (część morska) i Wojciech Szatkowski (częśc górska). Warto nadmienić, że Muzeum Tatrzańskie ma w swoim posiadaniu dwa czekany Zaruskiego: jeden zakupiony w sklepie Mizzi Langer w Wiedniu i drugi, wykonany według własnego pomysłu Zaruskiego oraz jego torbę górską. W zbiorach Muzeum znajduje się także dosyć duża kolekcja kilkudziesięciu fotografii taternickich i narciarskich ze zbiorów Zaruskiego. Są one żywym dokumentem pionierskiej epoki pierwszych zimowych wspinaczek i zjazdów narciarskich Zaruskiego z lat 1904-1914.

Zaruski propagował narciarstwo także swoim znakomitym piórem. Pisał o górach z polotem, a jego teksty czyta się do dzisiaj jednym tchem. Widać bijącą z nich pasję tego człowieka do Gór i nart. Do Zaruskiego przylgnęło określenie, że za co się wziął, od razu pisał przewodnik. Podobnie było z narciarstwem. Dlatego pisał przewodniki narciarskie, i tak: w 1908 r. wspólnie z Henrykiem Bobkowskim wydał „Podręcznik narciarstwa według szkoły lilienfeldzkiej”, w 1912 r. niewielką, ale dobrze napisaną 16-stronnicową książeczkę „O zachowaniu się na wycieczkach zimowych w Tatry”, a w 1913 r. „Przewodnik narciarski po terenach Zakopanego i Tatr Polskich”. W tejże publikacji zawarł jako pierwszy mapę występowania lawin w polskiej części. Dokonał też wielu odkryć i wynalazł między innymi takie patenty narciarskie jak: więźlice sznurowe – sznury o długości ok. 2-3 metrów na krzyż zakładane pod narty umożliwiały podchodzenie (potem używano już tzw. „fok”), pochyłościomierz – do mierzenia jak pisał, nastromienia stoku, dwa kijki w stromym terenie łączył w jeden, używając do trudnych i bardzo stromych zjazdów. Zaruski ponoć wymyślił też sposób zaciągania sznurowadła w bucie narciarskim za pomocą jednego pociągnięcia. Narciarzem był znakomitym, jeździł pewnie, rzadko upadał, a gdyby nawet, to długo podobno oglądał miejsce upadku, badając jego przyczynę. Wprowadzał do sztuki narciarskiej nowoczesny jak na owe czasy sprzęt, jak np. wiązania z płytka metalową pomysłu Zdarsky'ego, które były zdecydowanie lepsze od wiązań norweskich, raki, czy czekany od Mizzi Langer z Wiednia.

Zjazd narciarski z Kościelca (18 marzec 1911 r.)

Narciarskie osiągnięcia Zaruskiego były imponujące, biorąc pod uwagę jakość ówczesnego sprzętu. Szczytem fantazji i odwagi był zjazd Stanisława Zdyba i Zaruskiego z Kościelca na północ, w dniu 18 marca 1911 r. Stał się on na długo rekordem zimowej turystyki narciarskiej w Tatrach. Wycieczkę zorganizował Zaruski na zakończenie kursu narciarstwa i turystyki zimowej dla przewodników tatrzańskich, a wzięli w nim udział wybitni przewodnicy góralscy i ratownicy TOPR: Stanisław Gąsienica-Byrcyn, Jędrzej Marusarz-Jarząbek, Jan Obrochta i Jan Pęksa. W pierwszym etapie wycieczki narciarze prowadzeni przez Zaruskiego podeszli na nartach na Przełęcz Karb od strony Doliny Stawów Gąsienicowych. Nieco ponad Karbem przewodnicy zdjęli narty, założyli raki, związali się liną i rozpoczęli wspinaczkę na szczyt Kościelca. Zaruski ze Zdybem szli na nartach dalej. Nie była to wcale droga łatwa, gdyż drogę na szczyt utrudniały strome, śnieżno-lodowe pola śnieżne, poprzetykane skałami, a także dwa progi, które pokonali na nartach, jak pisze Zaruski „z niemałym trudem”. Asekurując się liną na podejściu, szli zakosami, cały czas na nartach, aż dotarli pod szczyt Kościelca. Na sam wierzchołek nie dali rady wejść na nartach, gdyż był on przykryty wielkim nawisem śnieżnym. Zdjęli więc deski, wbili je w śnieg, a na szczyt weszli „na nogach”. Niedługo potem dotarli do nich górale. Następnie Zaruski ze Zdybem postanowili zjechać na nartach spod wierzchołka na Przełęcz Karb. Ponownie związali się 25-metrową liną i rozpoczęli ten trudny zjazd. Jego główną trudnością było po pierwsze nastromienie (ekspozycja), po drugie przepaści, które z prawej i z lewej zamykały drogę zjazdu. Upadek wiązał się więc z poważnymi konsekwencjami. Narciarze używali do hamowania swoich taternickich, długich czekanów, zamiast kijów bambusowych. Oto opis tego trudnego zjazdu zawarty w Na bezdrożach tatrzańskich Mariusza Zaruskiego: - Twardy i stromy śnieg, rozciągający się między dwiema przepaściami, a gęsto poprzerywany lodowymi polami, nakazywał nam wielką uwagę i zupełnie usprawiedliwioną ostrożność: upadek na tych płaśniach mógł pociągnąć za sobą fatalne następstwa. Asekurowaliśmy się przeto kolejno w ten sposób, że gdy jeden z nas stał niżej o długość liny (25 m) mocno w śniegu wkopany, drugi puszczał się na dół i zatoczywszy wielkie półkole, zatrzymywał się o 50 m od miejsca, z którego wyruszył. Tak kolejno wielkimi łukami zjechaliśmy do progu lodowego, ale i tu nart nie odpięliśmy. Jechałem pierwszy. Narty poniosły mnie jak wściekłe, panowałem jednak nad nimi, zatoczyłem łuk i, obróciwszy się na drugą stronę, zbliżałem się do kresu swego zakosu, gdy narta mi się podwinęła na buli lodowej i upadłem. Od razu z zawrotną szybkością zacząłem spadać. Od razu też, leżąc, miałem już czekan pod pachą i z całej siły nim hamowałem. Czekan szarpał się i zgrzytał po lodzie, czułem jednak, że jestem panem sytuacji i zwalniam już biegu. Jakoż po chwili się zatrzymałem. Równocześnie prawie poczułem targnięcie liny, która się skończyła. Zdyb zjechał szczęśliwiej, gdyż bez upadku Mariusz Zaruski, Na bezdrożach tatrzańskich. Kościelec (2159 m) na nartach). Upadek Zaruskiego podczas tego ciekawego zjazdu narciarskiego był jedynym, jaki przydarzył się dwójce odważnych narciarzy. Następnie wspólnie z góralami zjechali na Halę Gąsienicową. Zjazd ten należy uważać za początki taternictwa narciarskiego (narciarstwa ekstremalnego) w Tatrach Polskich. W przewodniku do narciarstwa wysokogórskiego po polskich Tatrach Wysokich Karola Życzkowskiego i Józefa Wali przyporządkowano mu skalę trudności „3”. Nawet w czasach nam współczesnych, mimo ogromnego przecież postępu w zakresie sprzętu do narciarstwa wysokogórskiego, zjazd ten nie należy wcale do łatwych. Tym bardziej doceniamy odwagę i brawurę Zdyba i Zaruskiego, którzy mieli do dyspozycji ok. 2 metrowe drewniane narty bez krawędzi, z wiązaniami metalowymi Zdarsky'ego, turystyczne buty i czekany i w dobrym stylu pokonali tak stromą i trudną drogę narciarską.

 

Instruktor narciarski i autor przewodników narciarskich...

 

Zaruski dokonał wielu pierwszych wejść zimowych i narciarskich w Tatrach, a ponadto był narciarzem z charakterem i nie znosił odpinania desek nawet w najtrudniejszych miejscach, czując, jak po latach pisał, swego rodzaju „odrazę do pewnego rodzaju partactwa narciarskiego”. Ponadto wzorem znanego narciarza austriackiego Mathiasa Zdarsky'ego z Lilienfeld w Austrii, rozpoczął organizację nauczania jazdy na nartach kursem w 1907 r. w Zakopanem i był jednym z pierwszych instruktorów narciarskich na ziemiach polskich. Odtąd prowadził kursantów w Tatry rokrocznie (aż do 1914 r.), a był instruktorem niesłychanie wymagającym. Kurs kończyła wspólna wyprawa na Kasprowy Wierch lub Giewont! Starał się poznać zasady powstawania lawin i sztukę uniknięcia niebezpieczeństwa ze strony „białej śmierci”. Oto kilka rad dotyczących zachowania się w terenie lawiniastym w Tatrach: - Lawiny idą głównie żlebami. Wybitne grzędy i żebra skalne są bezpieczne. Unikać zatem szerokich żlebów, gdy wypadnie zjeżdżać takim żlebem, należy zjeżdżać stromemi zakosami w największym pędzie i bez oporu (hamowania), zatrzymując się tylko na krawędziach. Nie jechać wszystkim jednym śladem, raczej ślady krzyżować. Idąc do góry, bezpieczniej takie żleby przechodzić na nogach, odpiąwszy narty.... nie związywać się liną, natomiast każdy w miejscu niebezpiecznem powinien być obwiązany linewka lawinową czerwoną (20 m), której drugi koniec wlecze się wolno. W partji mieć najmniej trzy łopaty lawinowe o krótkich wyjmowanych. Te porady Zaruskiego pozostają po części aktualne także dla dzisiejszych zimowych turystów w Tatrach. Tematyką ściśle tatrzańską zajmował się kolejny przewodnik pióra Mariusza Zaruskiego „Przewodnik po terenach narciarskich Zakopanego i Tatr Polskich”, wydany nakładem Sekcji Narciarskiej TT w Zakopanem (1913). Celem tego przewodnika, celowo zamierzonym przez autora, było propagowanie narciarstwa na terenach Tatr Polskich oraz pokazanie kilkudziesięciu popularnych tras. Zaruski wprowadził w tym przewodniku ciekawą skalę trudności narciarskich od 0/10 do 10/10 własnego pomysłu, odpowiadającą podobnej skali trudności używanej przez taterników, przy czym:

0/10 - trudności narciarskie nie występują;
10/10 - trudności narciarskie nie do pokonania.


Według swojej znajomości gór poszczególnym szczytom przyznał następujące stopnie trudności:
1. Wierch Walczacki, Żywczańskie......................1/10.
2. Gładkie, Kotelnica.............................................2/10.
3. Skupniów Upłaz, Kasprowa Czuba.................. 3/10.
4. Czuba Goryczkowa, Żółta Turnia.....................4/10.
5.Giewont (Szczerba), Czerwone Wierchy...........5/10.
6. Zawrat, Bystra...................................................6/10.
7. Siwe Turnie od Błyszcza do Przeł. Raczkowej.7/10.
8. Kościelec...........................................................8/10.

Raz jeden, podczas zimowej wycieczki na Zawrat, zdarzyło mu się spadać w dół na północ i wtedy uratował mu zdrowie, a może i życie, poczciwy dwumetrowy „bambus”, inaczej „alpenstock”, czyli kij alpejski - nieodłączny towarzysz wycieczek narciarskich pionierów „białego szaleństwa” w Tatrach i Karpatach Wschodnich. Zaruski spadał w dół i nie potrafił się zatrzymać, prawdziwie była to „śmiertelna jazda”, jak o takich i podobnych chwilach pisał potem, po latach w „Na bezdrożach tatrzańskich”, książce godnej polecenia każdemu miłośnikowi gór. – Pierwsza myśl, stać, zatrzymać się. Ale jak? Narty leżą na lodzie bezwładnie. Wykręciłem się więc twarzą do lodu i „pazdury" zamknięte w grubych rękawicach wpiłem w podłoże. Skutek był taki, jak gdybym po szkle wodził palcami... Rozpacz. Stój, stać! – krzyczał mi instynkt samozachowawczy do ucha. Jechałem już bardzo szybko... Trzask prask – chmura śniegu, skończyło się. Nie, nie skończyło, bo lecę dalej, wcale nawet wygodnie leżę na śniegu i spadam... A może ta rzecz się dzieje na tamtym świecie? Nie, niedorzeczność, Czarny Staw przede mną, lecę do Czarnego Stawu, niezawodnie już spadłem ze ściany... ale cóż tam szoruje i dzwoni nade mną? Oglądam się, kij, mój własny, wzruszony widocznie moją niedolą popędził za mną, a że był mniejszy i bardziej śliski, więc mnie dogonił... Sięgnąłem ręką po niego, po chwili miałem go już pod pachą i prułem śnieg z całej mocy... uuf dobra była jazda, trochę tylko za prędka! Gorąco!... Uczestnicy wycieczki widzieli mój upadek i ze szczerym przerażeniem stwierdzili, że ze mnie już trup, albo, w najlepszym razie, nieboszczyk. Jakże byli zdziwieni, gdy wyjrzawszy u góry ze ścian progu, spostrzegli owego nieboszczyka, stojącego na nartach i zapalającego papierosa. Mimo, że zasadniczo nie popierał nurtu zawodniczego i sportowego w narciarstwie, to wziął udział w pierwszych zawodach narciarskich, które odbyły się w marcu 1910 r. na Hali Goryczkowej. Zajął w nich trzecie miejsce w biegu tatrzańskim, poprowadzonym z Goryczkowej Przełęczy nad Zakosy.

Warto wspomnieć, że własnoręcznie skreślił ekspresyjny plakat do tychże zawodów, przedstawiający narciarza na stromym stoku tatrzańskim w pogoni za kozicą. Chodząc w góry, wyruszał podobno na wyprawy z dwudziestokilogramowym plecakiem, wracał z lżejszym, ale złośliwi twierdzili, że dokłada kamieni dla kondycji! Jakim był człowiekiem? Jeśli chodzi o fizjonomię to w czasie pobytu w Zakopanem był krępym mężczyzną średniego wzrostu z charakterystycznym wąsem i z zaczesanymi do tyłu włosami. Często chodził w góry w podkutych butach, latem w berecie, na którym widać było odznaki lub zimą w kominiarce. Zaruski był bardzo sprawnym mężczyzną, a podczas pobytu w Zakopanem skończył 40 lat. O każdej porze dnia i nocy gotów był iść w góry. Wszystko co robił, starał się wykonać w sposób przemyślany, na wzór wojskowy. Wspinał się świetnie, czym zaskakiwał nawet najlepszych. Obdarzony był też żelazną kondycją i wytrzymałością. Osiągnięcia Zaruskiego w narciarstwie i propagowaniu „białego szaleństwa” są ogromne. Bez jego działalności narciarstwo w Tatrach Polskich, a zwłaszcza narciarstwo wysokogórskie, nie byłoby w stanie się tak dobrze rozwinąć.

 

Wojciech Szatkowski

Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem

www.muzeumtatrzanskie.pl

Zobacz w naszym sklepie:

Galerie zdjęć:

Zobacz także:


Powered by WEBIMPRESS
Podhalański Serwis Informacyjny "Watra" czeka na informacje od Internautów. Mogą to być teksty, reportaże, czy foto-relacje.
Czekamy również na zaproszenia dotyczące zbliżających się wydarzeń społecznych, kulturalnych, politycznych.
Jeżeli tylko dysponować będziemy czasem wyślemy tam naszego reportera.

Kontakt: kontakt@watra.pl, tel. (+48) 606 151 137

Powielanie, kopiowanie oraz rozpowszechnianie w jakikolwiek sposób materiałów zawartych w Podhalańskim Serwisie Informacyjnym WATRA bez zgody właściciela jest zabronione.