Lipiec 2015 | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | » |
Cisna Zakopane
Góry
Tajemnice Chryszczatej…
Autor: Wojciech Szatkowski
Kolejny wyjazd w Bieszczady. Góry puste i dzikie. Nawet teraz. Każde góry mają swoje niezwykłe historie. Legendy. Opowieści dobre i złe. Mniej lub bardziej prawdziwe. Tatry posiadają legendę sabałową o „zaśnionym wojsku” i prawdziwą opowieść o akcji ratunkowej na Małym Jaworowym z roku 1910, kiedy ratując rannego lwowskiego taternika, zginął słynny przewodnik tatrzański I klasy Klimek Bachleda. Góry Małej Fatry to miejsce, gdzie do dzisiaj żywe są opowieści o Juraju Janosiku – jednym z najsłynniejszych zbójników karpackich, który zawisnął na haku w 1713 r. Z kolei legendę Gór Brocken w Schwarzwaldzie okrywa nitką tajemniczości słynne mamidło górskie (zwane widmem Brockenu), według taterników wróżące nieszczęście.
I tak można by mnożyć w nieskończoność. A Bieszczady? Te jedne z najdzikszych gór w Europie mają także wiele legend i tajemnic. Jedna z nich fascynuje mnie od lat. To poszukiwanie wielkiego obozu UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii) w ogromnym, leśnym masywie Chryszczatej. Będąc w Cisnej na Dniach Cisnej, odwiedziłem ten masyw. Odwiedziłem ją podczas służbowego wyjazdu w Wilcze Góry. Zapraszam tym razem do nietypowej relacji z wyjazdu w Bieszczady. Opartej na historii walk polsko-ukraińskich 1945-47.
Chryszczata, Krąglica i Maguryczne – trzy szczyty, trzy historie, dwie wojny...
Trafiam w Bieszczady rankiem niezwykle upalnego dnia 19 lipca 2015 r. Po drodze znajomy orlik krzykliwy na słupie wysokiego napięcia nad wsią Moszczaniec. Zwiedzam dolinę Łopienki i łąki nad cerkwią. Tutaj była wieś i po Akcji „Wisła” zniknęła. Fotografuję cerkiew, retorty – piece do wypału węgla drzewnego, potok i okoliczne łąki i szczyty. Potem kieruję swoje kroki ku bieszczadzkim przyjaciołom: Julii, Markowi, Kasi i Andrzejowi. Dni Cisnej udają się. Następnego dnia pobudka i po śniadaniu wyruszam autem w stronę wsi Bystre, a stamtąd skręcam w dolinę rabską i parkuję przy schronisku studenckim.Cel jest Chryszczata, Krąglica i Maguryczna – trzy bieszczadzkie szczyty, pokryte potężnymi lasami. Potężne masywy. W naszych czasach na Chryszczatą prowadzą ścieżki aż siedmiu znakowanych szlaków turystycznych, co czyni ją absolutną rekordzistką pośród bieszczadzkich szczytów. Piękny to masyw: jeziorka, ostoje leśne i rąbaniska, zaułki znane tylko wilkom i rysiom. Potężna przyroda... I ogrom tego wszystkiego jest imponujący. Masyw Chryszczatej ma 25 km długości i 10 km szerokości. Daje to powierzchnię 250 kilometrów kwadratowych, czyli większą od całych Tatr Polskich (175 km kwadratowych). Chryszczata zachwyca. Spokojem, dzikością i pięknymi lasami. Stoi daleko od powszechnie odwiedzanych połonin. Tutaj odbyły się krwawe walki podczas I wojny światowej. Te szczyty łączy historia sprzed 70 lat. Stały się znane polskiemu czytelnikowi głównie dzięki książce ppłk Jana Gerharda „Łuny w Bieszczadach”. Wyczyny upowców znane nam były wcześniej, w latach siedemdziesiątych z kilku niewielkich książeczek z serii „Tygrysa”, które, co prawda w wielu przypadkach niewiele miały wspólnego z prawdą historyczną, ale w pewnym okresie wszystkie pochłonąłem z wypiekami na twarzy. Wtedy też - ponad 40 lat temu - zaczęła mnie interesować historia walk polsko-ukraińskich w Bieszczadach. Po latach powróciłem w Bieszczady i do ich mniej lub bardziej zapomnianych historii. Rejon masywu Chryszczatej był bazą kurenia „Rena”, Wasyla Mizernego z odcinka taktycznego „Łemko”, jednego z okręgów wojskowych VI Okręgu Wojskowego UPA – „San” („Sian”), utworzonego w styczniu 1944 r. Do końca roku 1945 kureń składał się z pięciu sotni: „Hromenki”, „Chrina”, „Didyka”, „Burego” (potem „Bira”) i „Myrona”. Potem na rozkaz dowódcy UPA w Polsce , Mirosława Onyszkiewicza „Oresta” został przeformowany. Kureń „Rena” składał się wówczas z sotni: „Bira”, „Brodycza”, „Chrynia” i „Stacha”. W rejonie Chryszczatej stałą bazę miały głównie dwie z nich „Stiacha” (nieznany z imienia i nazwiska) i „Chrina” Stepana Stebelskiego (1914-1949). Według wspomnień jednego z podkomendnych majora UPA „Rena”, Iwana Dmytruka, kureń rozpoczął rozbudowę potężnego obozowiska na Chryszczatej jesienią 1945 roku. Był to największy obóz banderowskich sotni na terenie Polski. Składał się z kilkudziesięciu bunkrów, otoczonych polami minowymi, była tam nawet podziemna cerkiew, garbarnia, magazyny mięsa i zboża, rusznikarnia, stajnia. W okresie tym wykonano pierwsze podziemne bunkry. W tym miejscu warto się zatrzymać i przyjrzeć się bliżej lokalizacji obozowiska. Okazuje się ona bardzo problematyczna. Wielu pisze o bazie UPA w tym rejonie, ale tak naprawdę nikt dokładnie nie podaje jej lokalizacji. Według niektórych jest to Maguryczne 884 m. n.p.m (tak podaje Gerhard). Masyw Magurycznego jest też niezwykle potężny. Znajduje się w nim wiele dzikich ścieżek, dzięki którym upowcy mogli szybko się przemieszczać na stronę Smolnika, Woli Michowej i innych wsi. Taka lokalizacja bazy byłaby niezwykle sprzyjająca leśnemu wojsku. Upowcy musieli mieć dostęp do wody, więc baza być może mieściła się przy leśnym potoku (tak znowu podaje Gerhard). W masywie Magurycznego tych potoków jest wiele, więc konkretnie gdzie? Nie wiemy. Według niektórych baza UPA znajdowała się w masywie Wołosania 1071 m, a jeszcze inni wskazują na Krąglicę 942 m. Jeszcze inni mówią – Chryszczata 997 m. To określenie jest niezwykle mało precyzyjne i jeszcze mniej dokładne od poprzednich lokalizacji. Tak więc naprawdę nie wiemy, gdzie znajdowało się obozowisko. Szukamy w masywie o powierzchni kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych wysadzonej bazy UPA. Szukamy czegoś, co być może już nie istnieje, tym bardziej jest to fascynujące wyzwanie... W poniedziałek 20 lipca miałem szczęście wejść na Chryszczatą. Naocznie mogłem ocenić ogrom tego masywu, tak wielkiego, że nikt do dzisiaj dokładnie nie wie, gdzie znajduje się baza „Chrynia”. Trafiłem na szczyt w pogodny i upalny dzień. Było pusto. Lekki wiaterek chłodzi spocone plecy. Na szczycie słup geodezyjny, wiata, krzyż i tablica informacyjna, objaśniająca dzieje historyczne i przyrodę masywu. Piętnaście minut odpoczynku. Wiatr szumi w koronach drzew. Zadaję sobie pytania: ciekawe ile razy sotnia „Chrynia” szła tędy? Ile razy polskie oddziały przemierzały szczyt Chryszczatej w pogodni za upowcami? Ile tu ludzi zginęło? Pytania bez odpowiedzi można by mnożyć i mnożyć
Śladami „Chrynia” i konfliktu polsko-ukraińskiego
Rejon Chryszczatej był ulubioną kryjówką bitnych sotni „Chrynia” i „Stacha”. Stebelski należał do najlepszych dowódców UPA. Jego sotnia przeprowadziła szereg rajdów w Bieszczadach, wiele razy pokonała oddziały Wojska Polskiego, ale kilka razy została pokonana (chociaż w przedmowie do wspomnień „Chrynia” Zima w bunkrze, wydawnictwo „Mireki” podaje fałszywie, że nigdy „Chryń” nie został pokonany), ale jest odpowiedzialna za spalenie wielu wsi i zabójstwa licznych Polaków. Z czasem jednak oddziały Wojska Polskiego nauczyły się bić banderowców. W 1947 r. w rejonie Sianek banderowskie sotnie przeszły na teren Ukrainy sowieckiej. „Chrin” zginął w 1949 r. na terenie Czechosłowacji, podczas jednego z przejść kurierskich na Ukrainę.
Kilka słów o partyzantce UPA. Walczyła z Polakami od 1943 r. W Bieszczadach starcia były bardzo częste, a sotnie bardzo waleczne i mobilne. Wspierała je lokalna ludność. Przed akcją „Wisła” z 1947 r. UPA w Polsce była jeszcze dość silna. Walczyło na naszych ziemiach 16. upowskich sotni w 4 kureniach, oprócz kureni 4-6 samodzielnych sotni, były one wspierane przez Służbę Bezpeky UPA, działaczy OUN (ok. 2 tysięcy) i oddziały samoobrony (ok. 2 tysiące) oraz wspierającą UPA ludność wiejską. W sumie dawało to ponad 2000 świetnie uzbrojonych i wyszkolonych partyzantów plus ok. 2 tysiące aktywistów i oddziały samoobrony, łącznie nawet w granicach 6 tysięcy. Według sowieckich archiwów nawet ponad 3000 świetnie uzbrojonych upowskich partyzantów walczyło na początku 1947 r. w Bieszczadach i w Polsce plus działacze OUN (2 tysiące) i samoobrona (2 tysiace). Stanowili oni poważną siłę. Są jednak tacy, którzy kwestionują te wyliczenia. Niby przeglądają archiwa i to liczne, ale co robią z pozyskaną w nich wiedzą to już zupełnie inna sprawa. Jeden z polskich historyków pisze w swoich książkach, że w 1947 r. w Bieszczadach były zaledwie dwie sotnie, wspomagane przez lokalną ludność (czyli w sumie 300-400 partyzantów). Niestety te wyliczenia są całkowicie błędne i nieprawdziwe. Kiedyś niezwykle ceniłem jego prace, nawet pogratulowałem mu ich w Warszawie. Niestety dokładniejsza analiza pokazuje, że nie wszystko jest w nich prawdą. Nawet źródła ukraińskie, które tak często cytuje, podają, że wtedy w południowo-wschodniej Polsce walczyło 16 sotni, a sotnia to przecież ok. 100 żołnierzy, co daje ok. 1600 upowców. Do tego samoobrona, zresztą pisałem o tym powyżej. Dlaczego poważny historyk tak zmniejsza liczbę upowców, tego nie wiemy. Jego celem być może jest wykazanie, że ponieważ podziemie ukraińskie przed akcją „Wisła” było w całkowitej rozsypce, więc akcja „Wisła” była zupełnie niepotrzebna. Takie tezy można znaleźć w jego książkach. Tezy te służą niestety dalszej relatywizacji historii Bieszczadów. Mają udowodnić, że akcja „Wisła” była zbrodnicza i zupełnie niepotrzebna.
Trudna walka z trudną partyzantką...
Wracajmy jednak do meritum sprawy. UPA była trudną do zwalczenia partyzantką. Wspomaganych przez lokalną ludność rusińską (kwaterunek, żywność, wywiad). Atutem UPA była szybkość w działaniu, dość duża siła ognia, waleczność, doskonała znajomość terenu. Pomagały im systemy zbudowanych w Bieszczadach bunkrów (o skali świadczy fakt, że w ciągu akcji „Wisła” zniszczono ich ponad 1100 i ok. 300 szałasów). Można było, dzięki nim, dosłownie „zapaść się pod ziemię”. Taka partyzantka była bardzo trudna do pokonania. Dodatkowo jej cechą charakterystyczną było niebywałe okrucieństwo. Okrucieństwo upowców to osobny temat, ale powszechnie nie tak dobrze znany. Upowcy wiedzieli, że ich zwycięstwo nie jest możliwe (przynajmniej od pewnego momentu, sądzę, że był to 1947 r. - W.S), byli krańcowo zdesperowani w swojej walce. Stąd często znęcali się nad wziętymi do niewoli: znane są opisy katowania ofiar, rżnięcia Polaków piłą, wydłubywania oczu, zabijanie siekierą, nabijania dzieci na sztachety płotów. Wymordowania całych wsi. Wszystkich mieszkańców. Upowcy są pomysłodawcami ponad 300 rodzajów śmierci, zadawanej kobietom, dzieciom, starcom i mężczyznom. Zbrodnie, którymi naznaczony jest szlak UPA są niezwykle liczne i choć my Polacy, też odpłaciliśmy Ukraińcom ich krwią, to jednak oni zaczęli pierwsi. Zresztą polskie akcje odwetowe to ok. 10 tysięcy zabitych Ukraińców. O tym warto pamiętać. Skala polskich akcji odwetowych jest zupełnie nieporównywalna do mordów UPA na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, w których zginęło ok. 150 tysięcy Polaków. To były masowe mordy nieraz całych wsi, dziesiątek wsi. Pisze o tym Ewa Siemaszko, która wraz z ojcem napisała monumentalną pracę o zbrodniach ukraińskich na Polakach na terenie Wołynia i Galicji Wschodniej.
Dużo się za to mówi o zbliżeniu polsko-ukraińskim. Jestem oczywiście za tym, by nasze bratnie narody się wreszcie pojednały i ze sobą współpracowały. Na płaszczyźnie gospodarczej, naukowej i kulturalnej. Na każdej płaszczyźnie. Jednak zbliżenie takie wymaga wyjaśnienia przeszłości, w tym odsłonięcie i całkowite wyjaśnienie podłoża mordów UPA na Polakach na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Na razie w ukraińskich środowiskach rządzących o takim „przepraszamy” za działalność UPA nie ma mowy. Więcej – UPA została uznana za organizację narodowowyzwoleńczą. Ciekawe, czy Ci z ukraińskich parlamentarzystów, którzy podpisali tę ustawę wiedzą, że upowcy zabili ok. 80 tysięcy Ukraińców. Warto dodać, że ruchy neobanderowskie na Ukrainie coraz bardziej podnoszą głowę. Źle to wróży. I myśl końcowa. Ukraińcy są dla mnie tragicznym narodem (tak zresztą nazywa swój naród ukraiński historyk, prof. Wiktor Poliszczuk). Najpierw w latach 30. XX wieku przeżyli falę „wielkiego głodu”, który na Ukrainie wywołał Stalin. Potem była wojna. Ukraińcy współpracowali z Niemcami, zbroili się, wzięli udział w wymordowaniu Żydów, a od 1943 r. ruszyli na Polaków. Rozpoczęły się właśnie w tym roku masowe mordy na Wołyniu, a potem w Galicji Wschodniej. W straszliwy sposób zabili ok. 150 tysięcy Polaków. Potem Akcja „Wisła”. Wysiedlenia. Koniec walk. Straszliwe losy. Na Ukrainie słyszymy o tym, że mordercy z UPA mają swoje ulice, pomniki, skwery a historia UPA jest gloryfikowana, wybielana, częściowo zapominana, ale tylko w części kompromitującej Ukraińców (zbrodnie upowskie na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w ogóle nie są na Ukrainie znane, przypominane, jakby ich nie było, to kolejny przejaw relatywizacji historii), trudno mówić o zbliżeniu z nami Polakami. Za dwa lata będziemy obchodzić 70-lecie akcji „Wisła”. Coraz częściej akcja ta jest krytykowana. Tymczasem warto przypomnieć jedno. Akcję „Wisła” spowodowała UPA i jej działalność. Bez istnienia UPA akcji tej by nie było. Te myśli towarzyszyły mi podczas wieczornego oglądania masywu Chryszczatej z Woli Michowej. Myśli trudne i bolesne. Same przyszły, nie wiedzieć dlaczego....
Szpital na Krąglicy….
Wracam do poszukiwań bazy na Chryszczatej. Czego możemy spodziewać się w kompleksie Chryszczata, Krąglica i Maguryczna? Minęło już ponad 70 lat od tych wydarzeń. Masyw Chryszczatej wielokrotnie był przekopywany przez poszukiwaczy militariów. A więc, czy coś pozostało? Tego nie wiem, bo tego dnia, kiedy byłem na Chryszczatej nic nie zauważyłem w lasach ją otaczających. J. Gerhard pisał o bazie: „(…) tajemniczo rysowały się wejścia do innych, pustych bunkrów. Porucznik Zajączek wszedł do jednego z nich. W tej chwili nagły huk targnął powietrzem. W otworze włazowym bunkra ukazały się kłęby dymu. (…) Cały obóz był zaminowany. Banderowcy uczynili to w ciągu nocy przygotowując się do ucieczki. Miny znajdowały się we wszystkich bunkrach. Wezwani saperzy znaleźli je w ściśle zamaskowanym młynie, w obozowej garbarni, nawet w lazarecie, w którym leżało trzech bandytów zmarłych na tyfus. (…). Saperzy wysadzali jeden po drugim bunkry systematycznie niszcząc obóz Hrynia. Według dostępnych dzisiaj informacji, obozowisko sotni „Chrynia” mieściło się na Magurycznej, składały się na nie zamaskowane naziemne budynki, częściowo wykorzystujące dawne pierwszowojenne transzeje i okopy obudowane dodatkowo drewnianymi balami. Były to praktycznie obiekty naziemne: młyn, magazyny i kaplica prawosławna (ponoć był tam bardzo stary dzwon). Oprócz nich istniały podziemne bunkry mieszkalne i dziesiątki pojedynczych kryjówek, których odnalezienie graniczyło i nadal graniczy z cudem. Wejścia ukryte były pod pniakami lub zasadzonymi krzewami, na drewnianych, pokrytych ziemią klapach. Całość obozowiska została zlikwidowana dopiero podczas największych akcji wojskowych przeprowadzonych w ramach działań Grupy Operacyjnej „Wisła”. Wokół wierzchołka Magurycznego znajdują się liczne ślady okopów, a w okolicy małe cmentarzyki wojskowe, będące pozostałością walk z czasów I wojny światowej pomiędzy armią rosyjską, a broniącymi linii Karpat wojskami austro-węgierskimi. W okolicy znajdował się centralny szpital bieszczadzkiego batalionu „Rena”. Na jednym z zachodnich ramion Magurycznego opadających nad Smolnik znajduje się schronisko turystyczne. Nazwa pochodzi z języka wołoskiego (por. rum. măgura – "wolno stojący masyw górski", prasł. maguła – "mogiła"). Maguryczne to mój plan na następną wizytę w Bieszczadach. Chcę pójść na Maguryczne i powłóczyć się po tym masywie. Nie sądzę, by dane mi było znalezienie słynnego obozu UPA, ale spróbuję. Ta jedna z najbardziej niesamowitych historii związanych z Bieszczadami, która wciąż mobilizuje mnie, by tam pójść. Opowiadam o tej bazie Gośce i znajomym. Ta opowieść pokazuje jak niespokojne były swego czasu Bieszczady. Ile kryją ludzkich kości i tragedii. I nieodkrytych bunkrów po upowcach. Historie te zmierzają w stronę jeszcze jednego szczytu w Bieszczadach – Krąglicy.Jest jeszcze jedna historia związana ze szpitalem UPA w tym rejonie. Historia o Krąglicy. Tam miał się mieścić szpital kurenia „Rena”. Gdy polscy żołnierze w styczniu 1947 r. otoczyli w nim upowców, doszło do potężnego wybuchu, w którym zginęła cała obsada bunkra. Powstał tam pomnik, upamiętniający to wydarzenie, z tryzubem i wykazem poległych. Pomnik niebawem został zniszczony - jak widać na pełne zbliżenie polsko-ukraińskie ciągle trochę za wcześnie.
Jeśli ich spotkasz to...
Ile razy wyjeżdżam z Bieszczadów zatrzymuję auto koło Woli Michowej lub Smolnika. Popołudniową porą panorama bieszczadzkich szczytów zachwyca. Robię sobie takie pożegnanie z tymi górami. Patrzę w stronę Chryszczatej. W dali majaczy jej wielki masyw. Lasy. Powietrze pachnie. Ej, hadko na duszy, bo wyjeżdżać zawsze mi się nie chce. Palę papierosa i myślę o tym, co się tam wydarzyło 70 lat temu. O walkach polsko-ukraińskich, o bohaterstwie żołnierzy Wojska Polskiego, milicjantów i żołnierzy KBW. Im, bohaterom walk z UPA, dedykuję ten tekst. Myślę wtedy o gen. Stefanie Mossorze, płk. Janie Gerhardzie, ale i o szeregowych polskich, dzielnych żołnierzach i milicjantach. Zwłaszcza tym, którzy polegli w Bieszczadach. Walcząc z banderowskim podziemiem.
Nie zapominam też o drugiej stronie. O tym jak upowcy walczyli do końca, mimo tego, że wiedzieli, iż przecież ich walka jest walką przegraną. Nie wszyscy żołnierze tej formacji byli przecież zbrodniarzami. Walczyli, tak się im wydawało, o wolną Ukrainę, bez sowietów i bez Polaków. To pociągnęło za sobą liczne zbrodnie. Te wszystkie historie zamknięte są między innymi w masywie Chryszczatej. Pięknej górze, otoczonej ogromnymi lasami. W których można się zagubić. Dosłownie i w przenośni. I można się w niej jak w tej jedynej dziewczynie zakochać.
Czasami po Chryszczatej krążą gęste mgły … Jak upiory zabitych żołnierzy UPA. Dusze proszące o wybaczenie. To oczywiście moja przenośnia. Są jednak tacy, którzy widzieli tam widmową armię. Kilka takich dziwnych relacji znalazłem w sieci. Ja im wierzę. A co widzieli? Być może dostrzegli w lesie ledwo widoczne przez mgłę lekko pochylone sylwetki żołnierzy UPA, z czapkami, na których widniały tryzuby, mknące przez las. Okrzyki „Sława Ukrainii” mieszają się z seriami peemów i niemieckich automatów. Ponoć słychać wtedy więcej. Świst kul i krzyki rannych. Może drogi Czytelniku Watry kiedyś uda Ci się trafić podczas pobytu w Bieszczadach na Chryszczatą i zobaczyć taką scenę. Spotkać się z widmową armią. I niej bój się. Zagubione dusze zmarłych, żywych zostawiają w spokoju. One szukają spokoju i przebaczenia. Może go znajdą? Może już czas? Góry powoli zapadają w noc. Słońce zachodzi. Kolejny bieszczadzki dzień kończy się. Pora wracać. I jeszcze jedna myśl. Za dwa lata minie kolejna rocznica, 70., operacji „Wisła” i walk z UPA. Może warto by było zebrać ostatnie relacje żyjących, pamiętających tamte czasy, zrobić wystawę, spotkania. Próbować wyjaśniać przeszłość. By pamięć o trudnym polsko-ukraińskim sąsiedztwie odkryć na nowo, by nie zaginęła. Warto naszą trudną historię tłumaczyć i to zarówno tym, którzy to przeżyli, jak i zwłaszcza ludziom młodym. Kolejny papieros i ruszam do domu. A góry mają stalowosiny kolor. Las szumi... wreszcie leśne masywy zapadają w noc, jak sotnia „Chrynia” na Chryszczatej. I jeszcze jedno. Jedźcie w Bieszczady. Podczas wycieczki na Chryszczatą nie spotkałem nikogo, ani na wierzchołku, ani na szlaku zielonym jak i czerwonym. Dzikość tych gór jest niezwykła.... wciąga, tych którzy dostrzegają piękno Bieszczadów w wyjątkowy sposób. Może i Ciebie wciągnie? Spróbuj...
Jan Szelc "Chryszczata"
Gdzie obóz buków i jodeł
góra skoszarowanych cieni
zwidy słońca docierają z trudem
i łatwo otwiera się blizna
Chłopcy znów tańczą
w rytmie kul
wydeptują śmierć
aż śnieg topnieje
i mięknie serce prowydnyka
gdy rozgrzani idą pod topór
studzić krew
Tyle marzeń spopielało w ogniu
listów bez odpowiedzi
teraz drzewa złoconą antykwą
donoszą chłopcom co w Smolniku
opisują ich niedoszłą jesień
Wojciech Szatkowski/Muzeum Tatrzańskie
Wykorzystane materiały: strona www. twojebieszczady.pl i zakładka o UPA, wiadomości Piotra Szechyńskiego, tekst z portalu Onet.pl "Trzy szczyty - jedna historia - wiele tajemnic", informacje o UPA z książki Wiesława Szoty, M. Szczęśniaka "Droga do nikąd", Stanisław Żurek, "UPA w Bieszczadach", artykuły i publikacje Grzegorza Motyki i inne.
- Aniołek duży IVAniołek wykonany z drewna, ręcznie malowany. Zapakowany w celofan z ozdobnym sznureczkiem. Wymiary: Szerokość 7 cm. Wysokość 13,5 cm. Ozdoba np. choinkowa. 16 zł
- Bransoletka PurpurosaBransoletka Purpurosa Obw. - 19 cm. Materiały: Jadeit, Marmur (kula), Piryt, Onyks, Srebro. Biżuteria zaprojektowana i wykonana przez Elżbietę Krzemińską-Owczarz. 65 zł
- Sakiewka IVSakiewka filcowa z haftowanym ludowym motywem. Zamykana na rzep. Szerokość ok. 9 cm Wysokość ok. 14 cm Długość ze sznurkiem ok. 49 cm Materiał: Filc Kolor: Kremowy 40 zł